Witajcie Kochani !!!
Chciałabym zaprosić Was na 3 i ostatnią część miniaturki pt.
" Chciałabym umrzeć tej nocy " Pisząc tę historię bardzo przywiązałam się do Renesmee. Włożyłam w nią całe serce i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Ostatnią część miniaturki dedykuję wszystkim czytającym i komentującym tego bloga. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy ;* Przedłużę jeszcze trochę swój wywód i gorąco polecę Wam bloga dziewczyny, która naprawdę ma wielki talent, nad którym musi jednak jeszcze trochę popracować. Jest świetna w tym co robi i z miłą chęcią czytam jej bloga : Poison
http://porcelana-bellaro.blogspot.com
Gorąco polecam !!! A teraz oddaję w Wasze ręce moje wypociny.
Miłego czytania !
~ Czarna Róża
" Pamiętaj także o tym, że kochałam i, że to miłość skazała mnie na śmierć "
" Dziecko jest chodzącym cudem, jedynym, wyjątkowym i niezastąpionym"
Obudziły mnie jasne promienie wschodzącego słońca. Czerwony olbrzym wyłaniał się z oceanu tworząc barwne refleksje na moich miedzianych włosach, które przypominały w tym momencie najszczersze złoto. Obróciłam się na drugą stronę, aby objąć Aleca, ale moja ręka napotkała tylko puste miejsce. Zerwałam się jak oparzona, a moje ciało w odpowiedzi zapiekło przeraźliwie, szybko zmuszając mnie, abym usiadła na łóżku. Czułam się jakbym przebiegła długi maraton, ale ból był znośny. Spojrzałam na swoje nagie ciało, na którym znajdowało się kilka małych siniaków na wewnątrznej stronie ud i jeden na ramieniu. Najbardziej jednak zastanawiało mnie gdzie jest Alec... Może poszedł zapolować ? I właśnie wtedy zauważyłam na szafce nocnej list, którego poprzedniego dnia tu nie było. Szybko go chwyciłam i zaczęłam czytać. Moje serce zamarło...
Renesmee
Wiem, że po przeczytaniu tego listu mnie znienawidzisz, ale nie miałem innego wyjścia... Dzisiaj w nocy przyszedł do mnie list od Aro, który jakimś cudem dowiedział się gdzie jesteśmy. Podejrzewam jednak, że to Demetri wyczuł nasz trop, a potem schwytali jakiegoś człowieka pracującego na lotnisku i wyciągnęli od niego gdzie się udaliśmy. Powiedział mi, że jeśli nie wrócę do Volturi to... to zabiją Cię... Tak Renesmee dali mi wybór: Albo wrócę do Volturi, albo Cię zabiją... Oni, by to zrobili Renesmee. Mimo, że jesteś dla Aro bardzo ważna, to zrobiłby wszystko, abym wrócił do Volterry, a wiedział, że tylko w ten sposób może mnie do tego zmusić... Nawet powiedział, że będzie w stanie wybaczyć mi ucieczkę, jeśli wrócę do jego straży... Brzydzę się siebie... W żaden sposób się nie usprawiedliwiam... Wróciłem do Volturi, by Cię uratować.. Kocham Cię i nigdy w to nie wątp. Byłaś, jesteś i będziesz najlepszym, co mnie spotkało w tej marnej, pustej egzystencji... Jak światło, które oświetla wszystkie pochmurne dni... Dałaś mi więcej niż jestem tego wart... Twoja osoba będzie mi przypominać o wszystkich tych najpiękniejszych chwilach... Wybacz mi... Wróć do domu i postaraj się żyć tak jakbym nigdy nie istniał... Wiec, że nigdy cię nie zapomnę... Zbyt wiele dla mnie znaczysz, bym tak łatwo potrafił wymazać Cię z pamięci... Żegnaj najdroższa... Nie płacz za mną... Już zawsze będę Cię kochał... Zawsze
Alec
Łzy zaczęły płynąć strumieniami z moich oczu. Wstałam i z całej wampirzej siły uderzyłam w lustro, które rozsypało się na drobne kawałki, a w ścianie została dziura wielkości mojej pięści. Zdemolowałam telewizor, połamałam stół kuchenny, rozwaliłam wszystkie krzesła i pozostawiłam tylko wióry z dużej szafy. W końcu wyczerpana upadłam na podłogę i zwinęłam się w kłębek. Płakałam i płakałam mając nadzieję, że to tylko zły sen, z którego wybudzi mnie zimny, otrzeźwiający pocałunek Aleca... Kazał mi nie płakać... Będę silna..., dla niego. Wstałam i skierowałam się do łazienki, aby ubrać się i przygotować do wyjazdu. Zabrałam z ziemi strzępy koronkowej bielizny i jego koszulę... Weszłam szybko do łazienki i założyłam czarną bieliznę, długie, czarne rurki i długą niebieską bluzkę oraz moje wygodne balerinki. Poprawiłam rozmazany makijaż, chwyciłam torbę z ciuchami i ruszyłam do kuchni wziąć coś do jedzenia. Ostatni raz spojrzałam na miejsce, w którym oddałam się mężczyźnie mojego życia... Po moim policzku spłynęła samotna łza... Zamknęłam drzwi i z wampirzą szybkością udałam się w stronę lotniska. Byle dalej od Santa Maria..
********
- Jak mogłaś ?!?- ręka Belli z ogromną siłą uderzyła w mój policzek, powalając mnie na podłogę jak szmacianą lalkę. Zakręciło mi się w głowie, a z mojego nosa wypłynęła szkarłatna ciecz.
- Bella uspokój się !!- Rosalie złapała mocno Bellę czekając, aż ta ochłonie. Bursztynowe oczy teraz były czarne i płonęły furią, a ja po raz pierwszy w życiu bałam się Belli Cullen. W salonie panowała cisza. Słychać było tylko pełen furii oddech mamy i głośne bicie mojego serca.
Nigdy niespodziewałabym się, że tak zareaguje.
- My tu się o ciebie martwimy. Alice miała problemy z wizją. Myślałam, że coś ci się stało, wpadłam w obłęd bojąc się o ciebie, a ty teraz wracasz jakby nigdy nic ?!?- Bella starała się wyrwać Rosalie, ale ta stała dalej, lekko tylko pogłębiając uścisk.
- Gdybyś nie była moją córką już dawno skróciłabym cię o głowę- wydyszała przez zaciśnięte zęby, a ja dalej siedziałam na podłodze jak sparaliżowana, czując jak krew kapie na moją niebieską bluzkę, zostawiając na niej dużą, czerwoną plamę. Mama powoli zaczęła się uspokajać, a jej oczy na nowo stały się łagodne i pełne ciepła.
- Przepraszam Renesmee... - i wyrywając się z uścisku Rosalie szybko uciekła na górę.
*********
3 dni później
Wszystko jakoś się ułożyło. Pogodziłam się z mamą, a ona od tego czasu już ze 100 razy mnie przepraszała. Nie mam jej tego za złe. Ja z pewnością zachowałabym się podobnie. Oczywiście nie obyło się bez pytań gdzie byłam. Zdziwiłam się, że Alice tego nie przewidziała, ale od pewnego czasu miała kłopoty z wizjami. Nic nie wiedzieli o mnie i Alecu, ani, że byłam we Włoszech. Wykorzystując ten fakt skłamałam, że pojechałam do Egiptu, aby odpocząć od codzienności. Wiedziałam, że mi nie uwierzyli, ale na szczęście nie drążyli dalej tematu. Nagle poczułam jak naleśniki, które dzisiaj zjadłam podchodzą mi do gardła. Szybko pobiegłam do łazienki i zaczęłam wymiotować. Cholera jasna trzeba było nie jeść tyle tych naleśników ! Szybko przepłukałam buzię, aby pozbyć się nieprzyjemnego smaku w ustach. Fale mdłości odeszły tak szybko jak się pojawiły, a ja znów czułam się dobrze więc szybko wróciłam do łóżka.
- Coś się stało Renesmee ?- Bella najwidoczniej usłyszała jak wymiotuję, bo teraz stała w drzwiach patrząc na mnie pytająco.
- Wymiotowałam. Zbyt dużo zjadłam twoich pysznych naleśników- uśmiechnięłam się do niej promiennie.
Odpowiedziała mi tym samym, ale w jej tęczówkach można było dostrzec niepokój.
- Może weź jakiś lek na wymioty.
- Nie, dziękuję. Już mi lepiej -odpowiedziałam, a ona w tym czasie wycofała się cicho z mojego pokoju.
Czułam się bardzo senna. Obróciłam się na drugi bok, ale w tym samym momencie poczułam KOPNIĘCIE ! Odruchowo dotknęłam ręką brzucha i poczułam pod palcami kolejne delikatne kopnięcie. Podciągnęłam bluzkę i stanęłam naprzeciwko dużego lustra. Patrzyłam z niedowierzaniem na małe wybrzuszenie w dolnej części mojego brzucha. Delikatnie dotknęłam tego miejsca stwierdzając, że jest twarde jak kamień. Ciągle nie docierało do mnie to co widzę. Może zamknę oczy, a to zniknie. Niestety gdy otworzyłam oczy niewielkie wybrzuszenie dalej tam było. Czyżbym była... To słowo nie chciało mi przejść przez gardło... Przecież to niemożliwe !! Jedynym facetem z którym spałam jest Alec, a przecież wampiry się nie rozmnażają !! Ale przecież kiedy moja mama mnie poczęła była człowiekiem... Zaszła w ciążę z wampirem, a więc ja też mogłam... Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy niczym rwąca rzeka. Bałam się, tak cholernie się bałam. Bella niczym strzała wbiegła do mojego pokoju, a gdy zobaczyła mnie całą zapłakaną przytuliła mnie do siebie. Chłód jej ciała działał kojąco na moje nerwy.
- Nessie kochanie co się stało ?- spytała nerwowo, jednocześnie głaskając mnie po miedzianych puklach.
Podniosłam tylko koszulkę i wskazałam na niewielkie wybrzuszenie. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Zrozumiała...
********
Miesiąc później
Mój brzuch był tak duży, że przeszkadzał mi w normalnym funkcjonowaniu. Czułam się strasznie. Ciągle spałam i bardzo dużo schudłam. Bella albo Rosalie ciągle patrolowały przy moim łóżku pytając czy czegoś nie potrzebuję. Bardzo często przychodził też Carlisle. Mówił, że ciąża jest zagrożona i tylko ode mnie zależy czy ją donoszę... Raz podsłuchałam jak Edward i Carlisle rozmawiali o mojej ciąży. Carlisle stwierdził, że najlepiej,by było usunąć ciążę... Wprawdzie dziecko nie może mnie zabić, bo jestem pół wampirem, ale może spowodować, że zostanę kaleką. Dziecko rozwija się w zatrważającym tempie. Moja ciąża przebiega dużo szybciej niż Belli... Każdego dnia ruchy dziecka są coraz mocniejsze, a moje wizyty w toalecie jeszcze częstsze. Ja już dawno podjęłam decyzję. Urodzę to dziecko... Nawet jeśli przez to coś mi się stanie, to zrobię to dla nas... Dla mnie i Aleca... Pewnie jesteście ciekawi jak wszyscy zareagowali na moją ciążę ? Bella i Edward wpadli w wielką furię, od razu wypytując mnie o ojca dziecka. Nic im nie powiedziałam, ale od tego czasu muszę uważać na swoje myśli, by Edward nie wyłapał w nich nic, co mogłoby mnie wydać. Jeśli dowiedzą się kto jest ojcem... to... wolę nawet nie myśleć... Rosalie, Alice i Esme bardzo się ucieszyły z tego powodu, a Emmet, Carlisle i Jasper przyjęli to ze spokojem, tylko Emmet ciągle żartuje, że jego mała Nessie tak szybko dorosła i lada chwila zostanie matką. Najgorzej będzie z Jacobem, ale mam nadzieję, że nasza przyjaźń nie ucierpi przez to... Nie widziałam go już bardzo długo. Dużym szokiem będzie dla niego mój obecny stan... Moje rozmyślania przerwała kolejna fala mdłości. Chwyciłam szybko miskę, którą Rosalie zostawiła dla mnie i zwymiotowałam całe śniadanie. Szybko wzięłam łyk wody, aby pozbyć się nieprzyjemnego smaku w ustach. Mój malutki kopacz rozpoczął swój poranny taniec, co chwilę z ogromną siłą kopiąc mnie w brzuch. Zwinęłam się w kłębek czekając, aż ból minie. Z moich oczu płynęły niekontrolowane łzy. Spojrzałam na mój ogromny brzuch, na którym od pewnego czasu znajdowały się dziwne, czerwone plamy. W tym samym momencie ujrzałam maleńką rączkę dziecka, która ponownie kopnęła mnie w brzuch. Dotknęłam delikatnie to miejsce, aby pogłaskać wybrzuszenie w kształcie piąstki dziecka.
- Kochanie wiem, że już chcesz wyjść, ale musisz jeszcze trochę poczekać- dziecko w odpowiedzi ponownie mnie kopnęło, ale tym razem bardzo delikatnie.
Bałam się i to bardzo co może wyjść z połączenia pół wampira i wampira, ale w tym momencie wiedziałam tylko jedno... Za wszelką cenę muszę urodzić mojego małego szkraba. Nawet za cenę zdrowia...
********
2 tygodnie później
Ciąża przebiega ekstremalnie szybko... Carlisle mówi, że na dniach powinnam urodzić. Wszyscy martwią się moim stanem, który z godziny na godzinę coraz bardziej się pogarsza... Wyglądam jak żywy trup, ledwo chodzę, a mój gigantyczny brzuch wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć... Pociesza mnie tylko to, że Bella była człowiekiem i dała radę donieść ciążę. Mam nadzieję, że ja też dam radę... Jeśli nie, to nigdy sobie tego nie wybaczę... Moje rozmyślania przerwała osoba wchodząca do domu. Wysoki, ciemnoskóry, dobrze zbudowany.. Jacob... Spojrzał na mnie i stanął jak zamurowany. Nie wiem ile czasu minęło. Jego ciemne tęczówki wypełniły się łzami i niedowierzaniem.
- Nie.. To niemożliwe... Nie.. - patrzył na mnie jak na ufo, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Jacob...- wyciągnęłam w jego stronę rękę, która zadrżała jak jesienny liść.
Coraz słabsza...
Podszedł niepewnie w moją stronę, jakby nie był do końca przekonany czy ja to ja. Kucnął przy kanapie i rozpłakał się jak dziecko... Ujęłam jego twarz w wątłe dłonie.
Taka słaba...
- Jacob nie płacz...- mój głos zadrżał, a jego głowa spoczęła na mojej klatce piersiowej.
Płakaliśmy razem. Spojrzał na mnie , a jego wzrok, pełen był miłości..
Tak bardzo jej oddany...
- Kto... - wydusił z trudem.
- Nie chcę o tym rozmawiać- wyszeptałam.
Nie naciskał, ale dalej płakał. Przytuliłam go jak najmocniej umiałam. Tak bardzo mi go żal...
Pocałowała go... Dała złudną nadzieję....
*********
2 dni później
Od tamtego czasu Jacob siedział i pilnował mnie na okrągło. Nie wiem co mnie skusiło, by go pocałować... Mam nadzieję, że nie dałam mu żadnej złudnej nadziei... Doceniam to, że opiekuje się mną, pomaga mi, ale to nie zmienia faktu, że już zawsze będę kochać tylko tego jedynego... Aleca...
Oddałaby życie za jeszcze jedno spojrzenie, dotyk ust, rąk.
- Aaaaaaaaa !!!!!!- z mojego gardła wyrwał się potworny krzyk.
Czułam niewyobrażalny ból w całym ciele. Dziecko najwyraźniej wybrało sobie właśnie ten moment. Ból był tak ogromny, że nie mogłam myśleć o niczym innym. Brzuch cały zabarwił się na bordową czerwień, jakby miał eksplodować... Wszyscy zbiegli się do mojego pokoju. Przerażenie malowało się na wszystkich twarzach, oprócz jednej. Carlisle ze spokojem stwierdził:
- Zaczęło się...
********
Krew, krew, krew, mnóstwo krwi... Pamiętam tylko niewyobrażalny ból i białe ściany... Szpital... Pojedyncze głosy docierały do mojej świadomości.
- Wyciagnijmy "to" z niej jak najszybciej- Edward.
- Moja biedna Renesmee, moja córeczka... - Bella.
- Ona się wykrwawi !!! - Rosalie krzyczała jak opętana.
- Morfina !!!!!!!!!
Moje przytłumione wampirze zmysły wyczuły, że w pokoju znajdują się: Bella, Edward, Rosalie, Carlisle i Jacob. Ostatnie siły opuszczały mnie coraz szybciej... Nagle ból był już tak potężny, że gdybym była człowiekiem z pewnością bym tego nie wytrzymała ... Moje gardło piekło od ciągłych krzyków. Byłam jak szmaciana lalka na wielkim sztormie. Dreszcze ogarnęły całe moje ciało... Plecy wygięły się w łuk.. Usłyszałam płacz dziecka... Nagle wszystko ucichło... Nie było już bólu, ani krzyków... Wiedziałam, że wygrałam. Udało mi się...
********
2 miesiące później
Mała, na oko 3 letnia dziewczynka bawiła się w ogrodzie. Jej gęste, miękkie loki w świetle zachodzącego słońca, były niczym złoto. Blask jej urody oślepiał. Miała duże, czekoladowe oczy, małe, czerwone usteczka, niczym płatki róż i perłową, niemal srebrną skórę. Biła od niej niesamowita dobroć i siła. Mogę się założyć, że nigdy nie widzieliście tak pięknego dziecka. Mała Vanessa Annemarie Cullen wpadła w ramiona równie pięknej istoty. Ich rysy twarzy były niemal identyczne. Vanessa była kopią swojej mamy. Jednak odcienie ich skóry nieco się różniły. Mała Vanessa była bardziej blada i zimna niż jej mama, ale w jej żyłach płynęła krew i serce pracowało jak u człowieka. Bardziej przypominała czystokrwistego wampira niż Renesmee. W końcu w 3/4 była wampirem. Wtuliła się w ciało matki śmiejąc się przy tym głośno. Jej głos był czysty i niemal bez skazy. Jak dzwoneczki. Czysta poezja... Z domku wyszła dwójka wampirów przytulających się czule. Złote oczy młodej kobiety patrzyły z miłością na Renesmee i Vanesse. Była szczęśliwa widząc radość córki i wnuczki. Bella i Edward usiedli na ławeczce przyglądając się z rozbawieniem zabawą Renesmee i Vanessy. Ogród pachniał różami i dzikim bzem. W momencie gdy słońce chowało się za horyzontem do ogrodu weszła przepiękna blondwłosa kobieta. Ostatnie promienie słońca oświetlały jej srebrną skórę, która w tym momencie iskrzyła się jak diamenty. Była tak piękna, że aż bolało. Jej ruchy były subtelne i pełne gracji, a blond fale podrygiwały lekko przy każdym ruchu. Figura jak u bogini. Chodzący ideał..
- Ciocia Rosalie- mała Vanessa wpadła w objęcia kobiety.
Wampirzyca przytuliła ją z czułością i miłością. Chwilę później Rosalie, Edward, Bella, Renesmee i Vanessa biegali po całym ogrodzie ciesząc się swoją obecnością i szczęściem tej ślicznej, małej dziewczynki.
********
Była piękna noc. Wiatr powiewał lekko, a powietrze było krystalicznie czyste.
Już czas...
Młoda, na wieki 17- letnia kobieta siedziała na parapecie okna w swoim pokoju. Księżyc oświetlał jej perłową skórę. Wspominała... Gdy patrzyła na księżyc można było dostrzec w jej oczach łzy... Już nie mogła wytrzymać... Wiedziała, że przyszedł czas...
Chciałabym umrzeć tej nocy. Zeskoczyła zgrabnie z parapetu i wzięła czystą kartkę oraz długopis.
Kochani !!!
Kiedy będziecie czytać ten list mnie już nie będzie... Zbyt długo ukrywałam przed Wami kto jest ojcem Vanessy... Historia, którą chcę Wam opowiedzieć rozpoczęła się w zamku Volturi... Alec Volturi... To on zawładnął moim sercem...
Zakochałam się w nim... Obudził we mnie uczucie jakiego nigdy dotąd nie doświadczyłam... Ale ta miłość nie miała szans przetrwać... Myślicie, że z tym nie walczyłam ? Nie próbowałam wyrwać z siebie tego uczucia ? Próbowałam, ale to było silniejsze ode mnie... Jakaś magnetyczna siła ciągnęła mnie do niego. Pamiętacie jak wróciłam pewnej nocy zapłakana i od tamtego czasu zmieniłam się i zamknęłam w sobie ? Wtedy widziałam się z Aleciem... Stchórzyłam kiedy wyznał mi miłość... 15 lat cierpiałam modląc się, by wyleczyć się z tego nienormalnego uczucia... Wszystko na nic... W końcu nie wytrzymałam i udałam się do Volturi, aby się z nim spotkać... Alec uratował mnie przed Aro, który chciał mnie uwięzić na zawsze w Volterze i zmusić do przyłączenia się do nich... Pod osłoną nocy uciekliśmy z Volterry i udaliśmy się na wyspę Santa Maria. Spędziliśmy tam wiele cudownych chwil... Właśnie tam została poczęta Vanessa. Obudziłam się rano, a jego nie było... Wpadłam w panikę, ale kiedy przeczytałam list, który mi zostawił wszystko zrozumiałam... Wrócił do Volturich aby mnie uratować... Dali mu warunek: Albo wróci do Volterry, albo mnie zabiją... Poświęcił się, by mnie uratować... Mam nadzieję, że chociaż trochę mnie zrozumiecie... Jeśli Vanessa kiedykolwiek będzie chciała poznać ojca, pozwólcie jej na to... Zróbcie to dla mnie... Kocham Was i mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie... Mamo, tato zaopiekujcie się Vanessą, jak własną córką. Jeśli jest coś po śmierci to mam nadzieję, że kiedyś się tam spotkamy... Jestem zbyt słaba, by żyć bez niego... On jest moim tlenem, a bez tlenu nie można żyć... Wybaczcie... Śmierć to dopiero początek...
Na zawsze wasza
Renesmee...
Odłożyłam kartkę i długopis i powolnym krokiem skierowałam się w stronę łóżeczka Vanessy. Mała spała słodko niczego nieświadoma... Pochyliłam się i złożyłam na jej marmurowym czole ostatni pocałunek... Pojedyncza łza niepostrzeżenie wydostała się z moich oczu i rozbiła się cichutko na gładkim policzku Vanessy... Wzięłam zapalniczkę i otworzyłam okno. Ostatni raz spojrzałam na maleńką, po czym jednym zgrabnym ruchem wyskoczyłam z okna. Bez żadnych problemów wylądowałam na ziemi. Nie obejrzałam się już więcej za siebie, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię złamie się... Pobiegłam w głąb lasu...
*********
Wielkie ognisko paliło się na małej polance. Młoda kobieta stała naprzeciw ognia. W jej czekoladowych oczach płonął dziwny blask, a miedziane włosy unosiły się pod wpływem wiatru. Była coraz bliżej ognia... Już czuła gorący żar, który za moment miał dotknąć jej bladej skóry... Ostatni raz spojrzała w niebo i weszła w ogień, zamykając przedtem oczy... Na początku nie czuła nic, ale po chwili dostrzegła jak ogień bezlitośnie trawi jej skórę. Kolejne płaty bladej skóry odrywały się od kości, a ona była już tak słaba, że nie miała siły krzyczeć. Ogień wypełniał jej żyły, całe ciało, które teraz było żywą pochodnią... Ból był niewyobrażalny, a każdy nerw jej ciała wypełniał palący żar... Zaczęła krzyczeć, a łzy były płynnym żelazem, które paliło policzki. Była już poparzona tak bardzo, że na jej rękach widać było tylko kości, które zaczęły być trawione przez potworny ogień. Przed oczami stanął jej Alec, który uśmiechając się wyciągał w jej stronę rękę. Chwyciła ją od razu, czując przyjemny chłód... Chłód, który tak bardzo pokochała... Potem nie było już nic... Nie było bólu, nie było ognia... Tylko ciemność... Ciemność, która była wybawieniem...
" Lepiej spłonąć, niż się wypalić... "
~ Kurt Cobain
Koniec części 3 i ostatniej
Dziękuję wszystkim tym, którzy wytrwali z Renesmee do końca... Spodziewaliście się takiego zakończenia ? Ciężko było mi pożegnać się z tą historią... Bardzo przywiązałam się do Renesmee... Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. Jeszcze raz dziękuję i mam prośbę do wszystkich tych, którzy czytają tego bloga i którym spodobała się ta miniaturka. Zostawcie po sobie komentarz. Nie chodzi mi o ilość. Dla mnie ważniejsza jest jakość niż ilość. Chciałabym dowiedzieć się tylko czy to co tworzę jest dobre i co mam poprawić.
Z góry dziękuję
Czarna Róża