poniedziałek, 31 marca 2014
Rozdział 2. Biała Dama i Grimmauld Place 12
Oddaje w wasze ręce jeszcze cieplutki rozdział :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam drodzy czytelnicy. Rozdział z dedykacją dla Dorcas Meadowers.
Miłego czytania !
Z góry przepraszam za wszystkie błędy.
" Ciekawość jest jedną z wielu pułapek miłości "
Hrabstwo Devon, Biała Dama ( Kwatera Główna Zakonu Feniksa )
Biała Dama z całą pewnością była dumą i chlubą mieszkańców hrabstwa Devon. Piękny, pełen przepychu i majestatyczny budynek, który od pokoleń należał do rodziny McKinnonów, wyróżniał się wyraźnie na tle szarych i zaniedbanych domków. Ponadto skrywał w sobie wiele tajemnic o których jednak żaden mugol nie miał prawa wiedzieć. Mugole jednak nie byli tacy głupi i pewnego dnia zauważyli, że piękny dworek po prostu zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. Z kilkupiętrowej posiadłości, otoczonej wzgórzami i bujnym, zadbanym ogrodem, została tylko złota brama, a na niej wyraźnie widoczny napis: Biała Dama. Okoliczni mieszkańcy często przystawali przed piękną, złotą bramą w nadziei, że nagle zobaczą tak dobrze znany im przez lata widok. Jednak zawsze spotykało ich smutne rozczarowanie. Pewnego gorącego i upalnego popołudnia ciekawski mężczyzna obserwował uważnie młodą, brązowowłosą kobietę, która z wyraźnym pośpiechem kierowała się w miejsce, w którym dawniej stała Biała Dama. Jakież było zdziwienie mężczyzny, gdy kobieta przystanęła przed bramą i nagle zniknęła, pochłonięta przez jakąś tajemniczą, niezrozumiałą dla niego siłę. Zapadła się pod ziemię, rozpłynęła jak mgła, jakby nigdy jej nie było... Mężczyzna postanowił położyć się i odpocząć, bo od ciągłej pracy i opieki nad chorą matką zaczął mieć zwidy...
~*~
Dorcas Meadowes przeszła przez złotą bramę posiadłości McKinnonów, a jej oczom ukazał się najwspanialszy widok, jaki kiedykolwiek dane było jej widzieć. Majestatyczny dworek, przed którym stała duża i bogato zdobiona fontanna w kształcie łabędzia, stał jakby nigdy nic, niewidoczny dla oczu mugoli. Nerwowo spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę 14:55 i skierowała swoje kroki w kierunku drzwi wejściowych Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
We wnętrzu ogromnej posiadłości znajdowało się mnóstwo książek i obrazów, a także wymyślny żyrandol w kształcie kruka, połyskujący niebieskim, uspokajającym światłem. Podłoga została wykonana z najprawdziwszego marmuru, a w całym domu dominował kolor niebieski i brązowy. W holu znajdował się największy, gustownie i bogato zdobiony obraz, przedstawiający przepiękną kobietę o długich, kruczoczarnych włosach i mądrych oczach - Rowenę Ravenclaw, dumnie, chłodno i z powagą patrzącą na otoczenie. Rowena Ravenclaw, jedna z założycielek/założycieli Hogwartu, była niewątpliwie piękną kobietą i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Nie dało się, nie zauważyć, że mieszkańcy tego dworku należeli do Domu Kruka i na każdym kroku wyraźnie to podkreślali. W przestronnym salonie znajdował się duży drewniany stół, przy którym siedzieli już prawie wszyscy członkowie Zakonu Feniksa. Tajnej ogranizacji założonej przez Albusa Dumbledore'a w celu walki z Voldemortem i Śmierciożercami. Czarodzieje siedzący przy tym stole zobowiązali się stać na straży bezpieczeństwa mugoli, mugolaków i wszystkich, którzy tej pomocy będą potrzebować, a także walczyć o wolność, nawet za cenę życia.. Przy wielkiej armii Lorda Voldemorta, była to tylko niewielka garstka czarodziei, która jednak mimo wielkiej przewagi liczebnej wroga, nigdy nie straciła nadziei na wolność, zwycięstwo i uwolnienie świata od bezsensownych teorii na temat czystości krwi. Bo czy przyjaźń, miłość i wiara, nie są największą bronią człowieka ? Obecny skład Zakonu Feniksa prezentował się następująco: Emmelina Vance, Fabian i Gideon Prewettowie, James Potter, Lily Evans, Peter Pettigrew, Sturgis Podmore, Alastor Moody, Dorcas Meadowes, Marlena McKinnon ( Strażnik Tajemnicy ), Minerwa McGonagall, Ann Wright, Remus Lupin, Syriusz Black, Alicja Brown, Frank Longbottom, Rubeus Hagrid, Benio Fenwick, Mundungus Fletcher, Albus Dumbledore ( Założyciel Zakonu Feniksa ), Aberforth Dumbledore, Elfias Doge, Dedalus Diggle, Caradoc Dearborn, Edgar Bones. Wszyscy ci czarodzieje wpiszą się wielkimi literami w karty historii... Jedni mniej, a inni bardziej zasłużenie, ale przecież oni nie mogli o tym wiedzieć. Może gdyby wiedzieli, to wszystko potoczyłoby się inaczej ? Może udałoby im się przechytrzyć przeznaczenie i śmierć ? Dorcas Meadowes uważnie rozejrzała się po całym pomieszczeniu, lustrując otoczenie w poszukiwaniu nowego członka. Zajęła swoje stałe miejsce, po prawej stronie Lily, a jej wzrok spoczął na miejscu, w którym powinna siedzieć Elizabeth Johnson. Mimowolnie poczuła łzy pod powiekami.
- Lily, jak myślisz, kim może być ta nowa osoba ? - zapytała Dorcas, nerwowo zerkając w stronę wejścia do salonu.
- Nie mam pojęcia Dorcas, ale jedno jest pewne, że jeśli zaraz nie przyjdzie, to Szalonooki wpadnie w furię - odpowiedziała, dyskretnie wskazując na Moddy'iego. - Spójrz tylko na niego. Zaraz wszystkich pozabija.
Rzeczywiście, Alastor Moody kręcił się po całym salonie, stukając przy tym energicznie swoją magiczną laską w marmurową podłogę, a jego przerażające, magiczne oko w zawrotnym tempie kręciło się na wszystkie strony. Jedną z rzeczy, których wspaniały auror naprawdę nie cierpiał, było właśnie spóźnianie się.
- Albusie, jeśli ta flądra zaraz nie przyjdzie, to przysięgami ci, że ją dorwę i własnoręcznie ukatrupię - wykipiał wściekły, a Syriusz, James i Peter wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Napotykając jednak przerażające spojrzenie Moody'iego szybko zamilkli, nie przestając jednak cicho chichotać pod nosem.
- Uspokój się Alastorze. Jestem przekonany, że zaraz się zjawi - odpowiedział starzec z długą, siwą brodą. Jego dobrotliwe, niebieskie oczy, rozglądały się uważnie znad okularów połówek, po twarzach wszystkich zgromadzonych, a Dorcas przysięgłaby, że kiedy na nią spojrzał w jego oczach dostrzegła dziwny błysk, a usta wygięły się w delikatnym uśmiechu. Nagle uwaga wszystkich skupiła się na dźwiękach dochodzących z holu. Ktoś leniwym, aczkolwiek eleganckim krokiem przemierzał hol dworku McKinnonów, kierując się w stronę salonu. Kiedy Dorcas Meadowes ujrzała w drzwiach salonu piękną, blondwłosą kobietę, myślała, że to, co widzi jest czystym złudzeniem. To nie mogła być prawda... Zakon nie mógł być aż tak nieodpowiedzialny.
- Witaj Miriam.
Albus Dumbledore wstał ze swojego krzesła i stanął obok złotookiej kobiety, która lustrowała otoczenie z pogardą i politowaniem, jakby przebywanie w tak " brudnym " towarzystwie sprawiało jej ból.
- Przedstawiam wam Miriam Goldenmayer. Nowego członka Zakonu Feniksa - wskazał na kobietę, a ona z wyraźną niechęcią skinęła głową. Po salonie potoczyły się oszczędne brawa, a na twarzach wszystkich zgromadzonych nadal malował się szok. Dorcas Meadowes spojrzała z przerażeniem w zielone oczy przyjaciółki. Nie mogła pojąć, jak Zakon mógł przyjąć w swoje szeregi Śmierciożerczynię. Jedną z najlepszych i najwierniejszych w szeregach Voldemorta. Całej tej podłej atmosfery nie wytrzymał Syriusz, który wstał i wycelował różdżkę w byłą Ślizgonkę.
- Profesorze, to chyba jakiś kiepski żart. Jeśli ona zaraz stąd nie zniknie, to ja wyjdę z siebie. Nie zamierzam przebywać w towarzystwie kogoś takiego, jak ona - warknął, a jego szare tęczówki rzucały błyskawice na wszystkie strony.
- To nie jest koncert życzeń Black. Uwierz, mi też nie uśmiecha się przebywać w twoim parszywym towarzystwie, ale niestety okoliczności nas do tego zmuszają - odpowiedziała, a jej głos brzmiał niczym płynny lód, który zamrażał wszystko dookoła. Temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadła. Mimo, że Dorcas nienawidziła tej dziewczyny, to silnej i charyzmatycznej osobowości nigdy nie mogła jej odmówić. Syriusz szykował się już do rzucenia zaklęcia, ale James w porę powstrzymał przyjaciela i niemal siłą posadził go z powrotem na krześle. Nachylił się do Łapy i zaczął coś do niego mówić, co najwyraźniej poskutkowało, bo Black zaczął powoli się uspokajać. Atmosfera stała się gęsta, niemal tak namacalna, że można było ją zbierać łyżkami. Wszyscy szeptali między sobą i ciągle spoglądali z niedowierzaniem na Goldenmayer i Dumbledore'a, który jakby nigdy nic stał z założonymi rękami i lustrował całe zamieszanie z wyraźnym rozbawieniem.
- Miram, proszę usiadź na swoim miejscu - dyrektor wskazał złotookiej wolne miejsce obok Emmeliny Vance, które niegdyś należało do Elizabeth Johnson. Blondynka z ociąganiem i wyraźnym obrzydzeniem usiadła na swoim nowym miejscu. Emmelina Vance odsunęła swoje krzesło najdalej, jak tylko mogła, aby ograniczyć kontakt ze Śmierciożerczynią do minimum. Przerażającą ciszę przerwał donośny głos Dumbledore'a.
- Moi drodzy, chciałbym was serdecznie powitać i omówić z wami pewne sprawy, które nie cierpią zwłoki. Najpierw jednak zacznijmy od przykrej i smutnej wiadomości, którą jest śmierć Elizabeth Johnson. Elizabeth..., Elizabeth była naprawdę dzielna i waleczna. Nigdy się nie poddawała i zawsze przychodziła z pomocą pierwsza. Jej strata jest prawdziwym ciosem i osłabieniem dla Zakonu Feniksa. Elizabeth na zawsze pozostanie w naszych sercach, jako osoba dzielna, honorowa, zawsze uśmiechnięta i walcząca do samego końca... Nie pozwólmy, by jej śmierć poszła na marne.. Życie jednak toczy się dalej, a wojna staje się coraz bardziej brutalna i na każdym kroku jesteśmy narażeni na śmierć.
- Stała czujność ! - ryknął Moody. Jednak w obecnej sytuacji nikt się nawet nie zaśmiał.
- Dokładnie, Alastorze. Przejdźmy teraz do spraw ściśle związanych z naszą działalnością. Hagridzie, jak wygląda sprawa związana z olbrzymami ? - zapytał dyrektor, a jego wzrok spoczął na włochatym, potężnym mężczyźnie.
- Nie są zbyt skore do pomocy nam, psorze. Pamiętają, że psor był dla nich dobry, ale coś mi się wydaje holibka, że ta gadzina już nas uprzedziła.
- Tak myślałem Hagridzie. Widać, że Voldemort nie próżnuje.
Kilka osób wzdrygnęło się na imię czarnoksiężnika, a Miriam uśmiechnęła się chytrze. Jej oczy jednak nadal pozostały chłodne i obojętne.
- A gobliny ? Po czyjej stronie stoją te stwory ? - zapytała Marlena McKinnon.
- Nie są po niczyjej stronie. Nie tolerują wyższości czarodziei i nie chcą przyłączyć się, ani być przeciw Sami - Wiecie - Komu. Jednak ginie ich teraz bardzo wiele. Są wybijane, jak kaczki - odpowiedział jej Dedalus Diggle, a prawie wszyscy skinęli mu potwierdzająco głowami.
- Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym kto je nosi Dedalusie - powiedziała cicho Lily Evans, a większość zgromadzonych zgodziło się z nią krótkim kiwnięciem głowy.
- Podobno Voldemort ma w planach przejęcie całego ministerstwa. Niby ministerstwo się broni, ale nie wiem ile jeszcze pociągnie. Voldemort ma w ministerstwie mnóstwo szpiegów i różnych innych szumowin - warknął Alastor Moody, a jego magiczne oko zaczęło wirować niespokojnie na wszystkie strony. - Barty Crouch - kontynuował - wydał zezwolenie dla aurorów na zabijanie. Ten dureń, w końcu zrobił coś pożytecznego.
- Alastorze uważasz, że zabijanie jest pożyteczne ? - zapytała z wyrażnym obrzydzeniem Minerwa McGonagall.
- Nie uważam, że jest pożyteczne, ale w tym przypadku jak najbardziej konieczne - odpowiedział, wstając ze swojego krzesła i nerwowo kręcąc się po całym salonie.
- Czy nie większą karą dla Śmierciożerców byłoby gnicie do końca życia w murach Azkabanu, Alastorze ?
- Pozwól Minerwo, że się z tobą nie zgodzę.
Prawie wszyscy debatowali głośno i żywno. Tylko jedna osoba siedziała obojętnie, jakby chciała, jak najszybciej uciec z tego miejsca.
- To nie był dobry pomysł, aby panna McKinnon została Strażnikiem Tajemnicy, Albusie. Jeśli Śmierciożercy ją dorwą...
- Alastorze, panna McKinnon idealnie nadaje się do tej roli - tu posłał promienny uśmiech Marlenie. - Poza tym jestem przekonany, że Voldemort myśli, że to ja jestem Strażnikiem Tajemnicy. Nikt nie będzie podejrzewał panny McKinnon.
Każdy obecny w tym pomieszczeniu uważał, że omawianie takich spraw przy Miriam Goldenmayer jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne. Jeśli zdradziłaby to wszystko Voldemortowi.. Nikt nie mógł uwierzyć, że tak nagle się nawróciła i zdradziła Voldemorta. Ale skoro Albus Dumbledore jej zaufał, to chyba wszyscy powinni..
- Musimy bronić mugoli. Jeśli my im nie pomożemy to... - głos Lily Evans załamał się, a ona wtuliła się ufnie w tors Jamesa Pottera.
- Bronić mugoli ? - zapytał z niedowierzaniem Mundungus Fletcher.
- Tak Dung, mugoli - potwierdził James.
- Ale przecież...
Nie dane było mu dokończyć, bo wszyscy posłali mu groźne spojrzenie, a on skulił się jeszcze bardziej.
Nagle przed każdym z zebranych pojawiła się mała, przezroczysta kula.
- Jeśli kula zabarwi się na czerwono, będzie oznaczać to, że jesteście pilnie wzywani. Wtedy złapiecie kulę, a ona przeniesie was w odpowiednie miejsce. Radzę wam mieć ją ciągle przy sobie. W każdej chwili może wydarzyć się coś złego - wyjaśnił Albus Dumbledore, a wszyscy uważnie przyglądali się małym, niepozornym kulą.
- Czyli działa to podobnie, jak świstoklik ? - zapytała Alicja Brown, narzeczona Franka Longbottoma.
- Mniej więcej tak, Alicjo - odpowiedział jej Dumbledore.
- Dobrze w takim razie czas coś przekąsić. Przypominam, że Biała Dama jest otwarta dla was wszystkich. Zawsze będziecie tu mile widziani - uśmiechnął się promiennie Naczelny Mag Wizengamotu, a Peter aż podskoczył uradowany.
Na stole pojawiły się różnego rozdaju przekąski, przygotowane przez Skrzaty, a nawet Ognista Whisky i Piwo Kremowe. Każdy mógł w tych przysmakach znaleźć coś dla siebie. Nagle Miriam Goldenmayer zerwała się gwałtownie ze swojego siedzenia, czym zwróciła uwagę wszystkich zebranych i podeszła do Dumbledore'a, szeptając mu coś na ucho. Dyrektor skinął tylko potwierdzająco głową, a panna Goldenmayer wyszła pośpiesznie z pomieszczenia, nawet nie racząc się pożegnać. Kiedy wyszła, powróciła normalna, radosna atmosfera, a każdy odetchnął z ulgą, że nie musi dalej znosić niechcianego towarzystwa tej parszywej Ślizgonki. Uwagę Dorcas zwróciło dziwne zachowanie Remusa Lupina, który zaczął trząść się niemiłosiernie, a jego miodowe oczy patrzyły ze strachem na maleńkie, czerwone pudełeczko, które trzymał kurczowo w dłoniach. Dorcas nie musiała długo zgadywać, co zamierza zrobić Remus Lupin. Ann aktualnie była pogrążona w rozmowie z Alicją, więc nie widziała dziwnego zachowania Lunatyka. Jednak James, Syriusz i Peter, znając dobrze swojego przyjaciela i wiedząc, co się święci, podeszli do niego i niemal siłą wyprowadzili z salonu. Oprócz Lily i Dorcas nikt nie zauważył tego dziwnego zachowania Huncwotów. Każdy z obecnych przy stole pogrążony był w głośnej i interesującej dyskusji.
~*~
- Nie, ja tego nie zrobię.. Nie dam rady.
Remus Lupin coraz bardziej zrezygnowany spoglądał na czerwone pudełeczko.
- Lunatyk, nie bądź baba. Jesteś facetem i dasz sobie radę. Przy opresjach z jakich wychodziłeś, to jest pestka - Syriusz poklepał Remusa pocieszająco.
- A jeśli się nie zgodzi ? - zapytał drżącym głosem.
- Ann miałaby się nie zgodzić ? Czy ty nie widzisz Luniek, jak ona za tobą szaleje ? - dodał James.
- Tak cholernie się boję. Przemiany w wilkołaka, to przy tym pikuś.
- Kochasz ją ? - zapytał James, uważnie spoglądając w wystraszone oczy przyjaciela.
- Oczywiście, że ją kocham, co to za niemądre pytanie - oburzył się Remus.
- Więc rusz się i idź tam, bo jeśli ciągle będziesz tak zwlekać, to zaraz zapuścimy tu korzenie - dodał piskliwym głosem Peter, a James i Syriusz przytaknęli mu ochoczo.
Remus wstał z ociąganiem z niebieskiej sofy, gotów zmierzyć się z przeznaczeniem. Wciągnął głęboko powietrze i na drżących nogach wkroczył do salonu.
~*~
Remus na miękkich nogach skierował się w stronę Ann, która nadal dyskutowała o czymś żywo z Alicją. Na wszelki wypadek Peter, Syriusz i James pilnowali Lupina, aby w ostatniej chwili nie stchórzył i zrezygnował.
- Ann... - wyszeptał niemal błagalnie w stronę panny Wright. Oczy wszystkich łącznie z Ann zwróciły się w jego stronę. Uklęknął przed nią i złapał jej delikatną dłoń w swoją drżącą ze zdenerwowania rękę.
- Jesteś najpiękniejszą i najcudowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem w swoim życiu. Pokochałaś mnie mimo, że na to nie zasługiwałem. Kiedy poznałaś moją tajemnicę, nie odwróciłaś się ode mnie, a okazałaś wsparcie i zrozumienie. Byłaś przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałem. Chcę stworzyć z tobą rodzinę Ann i żyć z tobą do końca swoich dni. Jeśli się nie zgodzisz, to zrozumiem twoją decyzję. W końcu kto chciałby mieć za męża... wilkołaka - to słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Pragnę cię całym sercem Ann, a jeszcze bardziej pragnę byś została moją żoną. Wyjdziesz za mnie ? - zapytał z nadzieją, bliski omdlenia.
- Oczywiście, że tak głuptasie - odpowiedziała ze łzami w oczach. Remus drżącą dłonią włożył na serdeczny palec jej ręki skromny pierścionek zaręczynowy. W całym salonie wybuchły głośne brawa i wiwaty, a świeżo upieczone narzeczeństwo złożyło na swoich ustach namiętny, aczkolwiek subtelny pocałunek, pełen pasji i miłości. Po gratulacjach i życzeniach złożonych Ann i Remusowi, Biała Dama zaczęła gwałtownie pustoszeć. Kiedy w salonie została tylko garstka czarodziei, Dumbledore zwrócił się do Syriusza.
- Chciałbym, abyś dzisiaj wrócił na Grimmauld Place i załatwił dla mnie tą sprawę o której wcześniej rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć Syriuszu ?
- Oczywiście profesorze - odparł niechętnie Black, niezbyt zadowolony z ponownego powrotu do " ukochanego " domu.
- W takim razie zbierajcie się już. Możesz być pewny, że dom będzie pusty. Osobiście o to zadbałem.
James, Syriusz, Dorcas i Lily skierowali się do wyjścia z salonu.
- Remus, Ann idziecie z nami ? - zapytał James, przytulającą się parę.
- Z miłą chęcią poszlibyśmy z wami, ale chcielibyśmy spędzić trochę czasu na osobności - oświadczyła Ann, z czułością patrząc głęboko w miodowe tęczówki Remusa.
- Tylko uważaj Remus, żebyś nie zmajstrował małego Luniaczka.
- Nie mogę ci tego obiecać James - odpowiedział z wyraźnym rozbawieniem Lupin, a wszyscy zaśmiali się pogodnie.
- W takim razie Ruda, Rogacz i Czarna, zabieram was do mojej rezydencji. Jestem przekonany, że w tak miłym miejscu, będziecie się czuć jak w domu - zaśmiał się donośnie, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę goryczy. Odpowiedziały mu rozbawione śmiechy przyjaciół. Czwórka czarodziejów stanęła przed złotą bramą Białej Damy i teleportowała się głośno z charakterystycznym pyknięciem.
~*~
Grimmauld Place, Londyn
Na ulicy oświetlonej blaskiem sierpniowego słońca, pojawiły się cztery osoby. Dwie młode kobiety i dwóch młodych mężczyzn. Rozmawiali ze sobą żywo, gestykulując przy tym rękoma.
- Skoro Dumbledore jej ufa, to my też jej zaufajmy - powiedziała stanowczym tonem Lily Evans, a jej szmaragdowe tęczówki rozglądały się uważnie po otoczeniu.
- Dumbledore się myli i prędzej czy później się o tym przekonacie. Przyjęcie w nasze szeregi kogoś takiego jak ona, to niemądre i lekkomyślne posunięcie - stwierdziła Dorcas.
- Syriusz, mówiłeś, że mieszkasz w domu o nazwie Grimmauld Place 12, a ja tu widzę tylko numer 11 i 13 - rzekła czujnie Lily, wskazując na ponure domy, między którymi brakowało numeru 12.
Nagle budynki rozsunęły się, a przed nimi ukazał się dom z numerem 12.
- O wilku mowa Lily.
- Mugole tego nie widzą ? - zapytał James, Syriusza.
- Mugole są ślepi Rogaty. Nie widzą mnóstwo wspaniałych rzeczy.
Skierowali się żwawym krokiem w stronę budynku numer 12. Kiedy Syriusz złapał za klamkę w kształcie wijącego się węża wzdrygnął się, jakby poraził go prąd.
- Nigdy nie myślałem, że jeszcze tu wrócę. Kiedy uciekłem z tego miejsca, to obiecałem sobie, że moja noga nigdy więcej tu nie postanie.
- Przecież nie wracasz tu na zawsze Łapa. Załatwisz, co masz załatwić i wracamy - James poklepał Syriusza pocieszająco po ramieniu.
Syriusz skierował różdżkę na klamkę i już po chwili dało się słyszeć głośny szczęk kłódek, zamków i rygli. Drzwi otworzyły się, a w nich uderzył panujący we wnętrzu domu półmrok. Łapa wszedł pierwszy do środka, oświetlając różdżką mroczny korytarz.
- Na Merlina, Łapa ten dom jest zabezpieczony, niczym jakaś twierdza - stwierdził z uznaniem James.
- Moja matka i ojciec osobiście się o to postarali.
- Czy w tym domu nie mieszkają czasem dementorzy ? Ten budynek wysysa ze mnie całą energię i chęć do życia - zapytała Dorcas uważnie rozglądając się po zadbanym, ale ponurym, wąskim korytarzu.
- Gdy tu mieszkałem czułem się dokładnie tak samo Dorcas. Ten dom przesiąknięty jest na wylot czarną magią - stwierdził z obrzydzeniem.
Dom urządzony został w iście ślizgońskim stylu, co jego mieszkańcy na każdym kroku podkreślali. Wiszące na ścianach portrety i obrazy zionęły pustką, a nad ich głowami kołysał się złowrogo bogaty i gustowny żyrandol. Wzdłuż korytarza wisiały staroświeckie lampy gazowe, dając nikłe światło, a tuż przy wejściu stał stojak na parasole, wyglądający, jak odcięta noga trola. Na podłodze leżał włóczkowy chodnik ciągnący się przez całą długość holu. Ponadto na każdym kroku walały się wycięte artykuły z gazet, dotyczące przede wszytkim Voldemorta i czystości krwi. Niemal każdy przedmiot przypominał kształtem węża. Salon, to wysoki i piękny pokój. W oknach wisiały długie, aksamitne zasłony w kolorze soczystej zieleni. Oliwkowozielone ściany pokryte zostały bogato zdobionymi gobelinami. Podłogę pokrywał puchaty, zielony dywan. Po obu stronach kominka stały oszklone serwantki, pełne wielu drogocennych przedmiotów. W rogu znajdował się stary sekretarzyk, a między kanapą i fotelem ustawiono stolik o długich, wrzecionowatych nogach.
- Syriusz, jesteś pewny, że nikogo tu nie ma ? - zapytała Lily, rozglądając się z lekką obawą, po całym otoczeniu.
- Jestem pewny Ruda. Dumbledore mnie o tym zapewnił. Radzę wam niczego nie dotykać - powiedział, zauważając, jak James przygląda się z zainteresowaniem bogato zdobionym pucharom. Nie wiadomo, jakie pułapki skrywa ten dom - uprzedził przyjaciół, Syriusz.
- Na Merlina, co ta cholerna miotła ode mnie chce ?! Dom wariatów, no normalnie dom wariatów ! - krzyczała wniebogłosy Dorcas, uciekając przed miotłą do zamiatania kurzu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, który w tym domu brzmiał dziwnie, nienaturalnie, inaczej. Dom ten bardzo rzadko słyszał szczery, serdeczny śmiech. Lily skierowała różdżkę na miotłe, a ta od razu się uspokoiła i wróciła na swoje miejsce.
- To była moja mała zemsta za Rudzielca, Dorcas - Evans uśmiechnęła się diabelsko. Wszyscy parsknęli niepohamowanym śmiechem.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki żartowniś Evans - powiedział Syriusz, posyłając rudowłosej swój huncwocki uśmiech.
- Ty jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz Black - odpowiedziała, a jej malinowe usta rozjaśnił promienny uśmiech.
- Dobra, ja zostanę przy wejściu, w razie gdyby ktoś zechciał złożyć nam niezapowiedzianą wizytę - zakomunikował James i wrócił z powrotem do wąskiego korytarza.
Lily, Dorcas i Syriusz rozdzielili się. Lily i Dorcas oglądały uważnie czarne portrety, dywany i nogi zabytkowego, bogatego stołu, na których znajdował się wijący się wąż, a Syriusz zniknął gdzieś, podkreślając z wyraźnym sarkazmem żeby czuły się, jak w domu.
- Popatrz na to Dorcas. To jest okropne - wskazała na poczerniałe i wyschnięte głowy skrzatów, wiszące dumnie na ścianie.
- Nie podoba mi się tu Lily. Niech Syriusz weźmie stąd to, co ma wziąć i zmywajmy się z tego pokręconego domu, jak najszybciej - stwierdziła Dorcas z obrzydzeniem patrząc na wyschnięte głowy skrzatów.
Teraz doskonale rozumiały, dlaczego Syriusz uciekł z tego domu. Za nic w świecie nie chciałyby mieszkać w tym odpychającym i przerażającym miejscu. Weszły do tajemniczego pomieszczenia, a ich oczom ukazał się wyszyty przez gobliny pięknymi, złotymi nićmi rodzinny gobelin rodu Blacków, sięgający co najmniej średniowiecza. Na wielkim gobelinie znajdowało się osiem miejsc, które wyglądały, jakby ktoś wypalił je papierosem.
- " En stirps nobilis et gens antiquissima Black " - wyrecytowała łaciński napis Lily, który znajdował się na rodzinnym drzewie Blacków.
- " Oto potomstwo starożytnego i szlachetnego rodu Blacków " - przetłumaczyła Dorcas.
- Nie cierpię tego miejsca - do ich uszu dobiegł głos Syriusza, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Kiedy patrzę na ten gobelin to czuję jak coś się we mnie gotuje. Nie liczyła się miłość, ani przyjaźń, tylko ta cholerna czystość krwi i ta pewność, że samo bycie Blackiem czyni cię królem. Toujours Pur - zaśmiał się gorzko, a w jego szarych oczach stanęły łzy.
- " Zawsze czyści " - dodała Lily, a jej zielone tęczówki spoglądały ze smutkiem na Syriusza. Nigdy nie podejrzewałaby, że Black miał aż tak ciężkie i trudne życie.
- To - wskazał wypalone miejsce - Isla Black. Siostra Fineasa Nigellusa Blacka, najbardziej znienawidzonego dyrektora Hogwartu, która została wydziedziczona za małżeństwo z mugolem Bobem Hitchensem. Natomiast to jest Fineas Black, syn Fineasa Nigellusa Blacka i Ursuli Black z domu Flint, który został wydziedziczony za popieranie praw mugoli. A to - wskazał kolejne wypalone miejsce - Marius Black, brat mamy Jamesa - Dorei. Został wydziedziczony za to, że był charłakiem. Z kolei to, Cedrella Black, córka Arkturusa Blacka i Lysandry Black z domu Yaxley, która została wydziedziczona za małżeństwo ze zdrajcą krwi Septimusem Weasleyem, ojcem Artura Weasleya. A to Alfard Black - kontynuował dalej - mój wujek, który został wydziedziczony za to, że po mojej zdradzie przekazał mi swój majątek.
To Andromeda - wskazał kolejne wypalone miejsce, uśmiechając się delikatnie - moja najukochańsza kuzynka. Jedyna normalna oprócz mnie z tej rodziny. Została wydziedziczona za małżeństwo z mugolakiem Tedem Tonksem. Natomiast to Eduardus Limette Black. Powód jego wydziedziczenia jest nieznany. A to... - jego głos zadrżał, kiedy wskazał ręką na wypalone miejsce obok Regulusa Blacka - jestem ja, Syriusz Orion Black. Zostałem wydziedziczony za to, że zostałem zdrajcą własnej krwi - zakończył swój długi monolog, przesuwając bladą dłonią, po gobelinie.
- Przebywanie w tym miejscu sprawia, że coś rozrywa mnie od środka, a łzy same napływają mi do oczu. Spędziłem 16 lat w tym domu, czując się w nim jak więzień. Pozwólcie, że wyjdę stąd, bo nie mam siły dłużej przebywać w tym paskudnym miejscu - wyszedł, pozostawiając po sobie niewyobrażalny ból i żal.
- Nie ważne kto kim się urodził, ale kim się stał - wyszeptała Dorcas w stronę Syriusza, ale on już tego nie usłyszał.
Dorcas i Lily patrzyły z niedowierzaniem na rodzinny gobelin Blacków, dziękując w duchu, że nie urodziły się w czystokrwistym rodzie. Wyszły pośpiesznie z pokoju, kierując się do kuchni Blacków.
- Nie wiem jak ty Dorcas, ale ja nie chcę spędzić ani minuty dłużej w tym domu. Idę do Jamesa - zakomunikowała i wyszła do wąskiego holu. Kiedy rude pukle Lily zniknęły za drzwiami w głowie Dorcas pojawił się dziwny głos, głos który nakazał jej iść na wyższe piętro. Jakieś dziwne, nieracjonalne przeczucie mówiło jej, że znajdzie tam coś ciekawego. Nie wiedziała czy ma jakieś halucynacje czy może zbyt długie przebywanie w tym zwariowanym domu sprawiło, że pomieszało jej się w głowie, ale skierowała się po ciemnych schodach na wyższe piętro. Oświetlając różdżką otoczenie doszła na ciemny, ponury korytarz, na którym po obu stronach znajdowały się drzwi. Jedne z plakietką: Syriusz Black. Z tego pokoju dochodziły dziwne dźwięki krzątaniny i szperania w szufladach. Dorcas była pewna, że to Syriusz, który szuka w swoim pokoju czegoś dla Dumbledore'a. Natomiast na drugich drzwiach napis brzmiał:
" Nie wchodzić bez wyraźnego pozwolenia Regulusa Arkturusa Blacka. Dziwny głos dochodził właśnie z tego miejsca. Dorcas ostrożnie zgasiła różdżkę i delikatnie przekręciła okrągłą klamkę. Drzwi ustąpiły z cichym zgrzytem, a w nią uderzył szmaragd całej sypialni. W pokoju, tak, jak i w większości tego ponurego domu królowały barwy Slytherinu. Szmaragd i srebro. Były wszędzie, dosłownie wszędzie. Nad wielkim łożem ze szmaragdową, aksamitną pościelą, był bardzo dokładny herb rodu Blacków z dewizą rodzinną " Toujours Pur ". Pod nim wisiały różnego rodzaju wycinki z gazet dotyczące Voldemorta i Śmierciożerców. Było tam również zdjęcie ślizgońskiej drużyny quidditcha w której grał Regulus. Szept w jej głowie stał się bardzo wyraźny i pochodził od czarnego dziennika, leżącego na wielkim łożu. Zawahała się. Wiedziała dobrze, że nie powinna wchodzić do tego pokoju, a tym bardziej czytać cudzych pamiętników. Jednak gryfońska ciekawość zwyciężyła. Usiadła na szmaragdowym łożu i wzięła w swoje delikatne dłonie gruby, czarny dziennik z wyraźnie wyrytymi złotymi literami: Regulus Arkturus Black. Otworzyła dziennik na przypadkowej stronie i zaczęła czytać. Właściciel tego dziennika miał naprawdę ładne, eleganckie pismo.
18 maja, 1978 roku
Coraz bardziej zaczynam wątpić w słuszność niektórych teorii i idei Czarnego Pana. Myślałem, że Czarny Pan chce, aby czarodzieje wyszli z ukrycia mugoli i zaczęli nimi rządzić. Sądziłem, że chce oczyścić ten świat z całego plugastwa, szumowin i brudu, ale tu chodzi o coś więcej... Nie spocznę póki nie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi. Już mam pewien trop...
Regulus Arkturus Black
Dorcas gwałtownie zamknęła dziennik i odłożyła go na miejsce gdy usłyszała kroki na korytarzu. Chwilę później w drzwiach pokoju Regulusa stanął Syriusz. Założył ręce na piersi i spojrzał pytającym wzrokiem na Dorcas.
- Radzę ci niczego nie dotykać. Nie wiadomo, co mój tchórzliwy braciszek tu przechowuje. Ten pokój przesiąknięty jest na wylot czarną magią - obrzucił pokój pogardliwym spojrzeniem.
- Chodźmy już. Pewnie Ruda i Rogacz się niecierpliwią - dodał i wyszedł z pokoju.
Dorcas ostatni raz obrzuciła dziennik i pokój spojrzeniem swoich piwnych tęczówek, po czym wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
~*~
- Łapa, Dorcas wracacie z nami do Doliny Godryka ? - zapytał James, przytulając do siebie czule Lily.
- Z miłą chęcią Rogaś. Dłużej tu nie wytrzymam - skrzywił się Syriusz, patrząc na swój rodzinny dom.
Odpowiedziały mu rozbawione śmiechy.
- A ty, Czarna ? - zapytał James, patrząc wyczekująco na Dorcas.
- Czy ja wiem...
Napotykając jednak błagalne spojrzenia przyjaciół zgodziła się.
- No dobra - uśmiechnęła się, patrząc z zadowoleniem, jak zielone tęczówki Lily rozszerzają się z radości.
- Mam nadzieję Rogacz, że zadbałeś o odpowiedni prowiant, bo jak nie too... - Syriusz pogroził mu z rozbawieniem palcem.
- No oczywiście Wąchaczu. Jakbym śmiał zapomnieć o tak ważnej rzeczy - odpowiedział mu z huncwockim uśmiechem James.
Ulica Grimmauld Place wypełniła się śmiechem młodych czarodziejów. Myśli Dorcas nadal jednak były przy dzienniku Regulusa Blacka. Nie mogła ukryć, że jego postać bardzo ją zaintrygowała. Czy tak pisze ktoś, kto jest całkowicie i bezgranicznie oddany Voldemortowi ? Może Regulus nie jest do końca taki, jak mówi Syriusz ? Jaką tajemnicę może skrywać Voldemort ? Panna Meadowes nie wiedziała jeszcze, że już niedługo pozna osobiście Regulusa i sama będzie mogła się przekonać jaki naprawdę jest Regulus Arkturus Black. Czwórka przyjaciół teleportowała się z głośnym trzaskiem.
~*~
Hrabstwo Wiltshire, Malfoy Manor
- Spisałaś się doskonale Miriam. Te informacje bardzo nam się przydadzą - wysyczał przeciągle przerażający mężczyzna, przypominający z wyglądu węża.
Jego głos mimo, że znudzony i obojętny, był niczym płynny lód, który mroził serca nawet najodważniejszych czarodziejów i czarownic.
- Starałam się Panie mój. Ledwo mogłam wytrzymać w tak brudnym i zaszlamionym towarzystwie - jej piękna, blada twarz wykrzywiła się w obrzydzeniu.
- Niektóre działania wymagają od nas poświęceń drogie dziecko. Naprawdę jestem z ciebie dumny. Zrobiłaś więcej niż niejeden bardziej doświadczony Śmierciożerca - odpowiedział, spoglądając uważnie szkarłatnymi, gadzimi tęczówkami na blondwłosą kobietę. Goldenmayer wytrwale patrzyła w krwiste tęczówki Voldemorta, nie spuszczając ani razu wzroku. Tylko nieliczni potrafili wytrzymać to mordercze i przeszywające spojrzenie, a Miriam nigdy nie należała do osób bojaźliwych.
- Staraj się nie rzucać w oczy. Wkup się w łaski Dumbledore'a, aby bezgranicznie ci zaufał. Jestem przekonany, że ci się uda. Bardzo przypominasz mi mnie z młodości. Ooo tak... wtedy wszystko miało inny smak, smak tajemnicy, gdy poznawałem najskrytsze tajemnice i zakamarki czarnej magii - jego blade usta wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu.
- Możesz odejść Miriam.
Kobieta rozpłynęła się niczym duch.
czwartek, 20 marca 2014
Rozdział 1. Kamienie na szaniec
Zapraszam Was na pierwszy rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Jeszcze raz dziękuję za Waszą obecność ! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Rozdział z dedykacją dla wszystkich, którzy czytają i komentują tego bloga. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam.
Ps: Paulla K i w końcu pojawił się, tak długo wyczekiwany przez Ciebie rozdział :)
" A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec !... "
Sierpień 1978 Dolina Godryka
~ * ~
Jest w tym miejscu coś niezwykłego. Wszystko jest takie spokojne, ciche i bezpieczne. Tylko czasem można usłyszeć przyciszone rozmowy i rozbawione głosy dzieci. Świat jakby stanął w miejscu, a czas zwolnił swój bieg. Miejsce zapomniane przez świat, osnute mgłą zapomnienia. Wiejskie domki stały po obu stronach wąskiej drogi, skąpane w blasku słońca. Zewsząd otaczały ją piękne, soczyście zielone drzewa i różnego rodzaju kwiaty, otulające swoim kuszącym, sierpniowym zapachem. Wciągnęła z rozkoszą świeże powietrze i skierowała się w kierunku dużego, pięknego domu. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy jej oczom ukazał się cel podróży. Piękny dom zbudowany z szarej cegły jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych budynków w Dolinie Godryka. Otoczony zadbanym i bujnym ogrodem, w którym królują lilie, róże i dziki bez oraz potężnymi i rozłożystymi drzewami, które dają przyjemny cień. Otworzyła furtkę, która zaskrzypiała cicho i skierowała się w stronę frontowych drzwi. Nagle ktoś wybiegł z domu i zamknął ją w żelaznym, przyjaznym uścisku. Otoczył ją intensywny zapach dzikiego bzu i burza rudych loków, przyjemnie łaskocząca po twarzy.
- Lily - szepnęła i odsunęła się od rudowłosej.
- Dorcas.. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam - wyszeptała. W jej mądrych, zielonych oczach tańczyły iskierki radości.
- Wejdźmy do środka - zaproponowała.
Wnętrze domu urządzone zostało w ciepłych barwach złota, czerwieni i zieleni. W dużym i przestronnym salonie stały dwa fotele i sofa, w kolorze ciepłego brązu oraz kominek, stolik i zielony dywan. Dorcas usiadła w miękkim fotelu i rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, podziwiając piękne obrazy i zadbane kwiaty, co niewątpliwie było zasługą Lily. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją dźwięczny głos rudowłosej.
- Co tam u ciebie słychać Dorcas ? - zapytała z delikatnym uśmiechem Lily, siadając w drugim fotelu. Zapadła głęboka cisza, a Dorcas zastanawiała się czy powiedzieć jej prawdę, czy zagryźć wargę i udawać szczęśliwą.. Wiedziała, że Lily i tak ją rozgryzie. W końcu nie było osoby na świecie, która znałaby ją lepiej niż Lilyanne Evans, no może oprócz matki.
- Duszę się... To wszystko już mnie przerasta. Tak bardzo tęsknię za Hogwartem, za tymi beztroskimi latami. Nie chcę już dłużej udawać szczęśliwej i silnej. Tęsknię za wolnością, za normalnym życiem...- odpowiedziała, a jej wargi zadrżały niebezpiecznie, uświadamiając ją, że jest tylko małą bezbronną dziewczynką w tym wielkim świecie. Świecie pełnym intryg, zła, wrogości i uprzedzeń. Lily poruszyła się niespokojnie, a w jej zielonych tęczówkach można było dostrzec ciężko skrywane łzy.
- Dorcas.. - jej głos zadrżał. - Ja też bardzo tęsknie za Hogwartem. Oddałabym wszystko, by tam wrócić, ale musimy być silni, trzymać się razem i wierzyć, że kiedyś się to skończy. Życie nie jest bajką, a nam przyszło żyć w ciężkich czasach. Nie pozostało nam nic innego jak nadzieja. Musimy walczyć do samego końca, nawet jeśli nie mamy żadnych szans - przerwała i zaczerpnęła głęboko powietrze. - Ale wiesz co ? Mamy coś czego nie ma Voldemort, coś co on nigdy nie zrozumie. Mamy przyjaźń i miłość.. I nawet jeśli nie wygramy tej wojny, to będziemy mogli być z siebie dumni.
A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec... - wyrecytowała z dumą, a po jej bladym policzku spłynęła łza. Ścisnęła mocniej trzęsącą się dłoń Dorcas, chcąc dodać jej w ten sposób otuchy.
Brązowowłosa wyrwała ze złością rękę z delikatnego uścisku Lily i wstała, podchodząc do dużego okna wychodzącego na ogród. W oddali można było zauważyć szczęśliwe dzieci bawiące się w berka. Takie radosne, delikatne, niewinne i beztroskie.
- Nie wierzę w miłość ! - warknęła, zaciskając ze złością dłonie na zielonej firance.
- Dorcas.. Ty jednak nigdy się nie zmienisz - zaśmiała się Lily i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Miłość istnieje i prędzej czy później, to sobie uświadomisz.
- Muszę być silna, pewna siebie i zdecydowana, a miłość osłabia człowieka. Ja nie mogę być słaba, nie mogę ! - warknęła zdecydowanie, odwracając się gwałtownie w stronę rudowłosej. Jej migdałowe tęczówki napawające spokojem, sprawiły, że nieco się uspokoiła. Zamyśliła się rozważając w myślach czy zadać pewne delikatne pytanie, które od tak dawna ją nurtowało.
- Lily, czy ty kochałaś kiedyś kogoś oprócz Jamesa ? - spytała z nieukrywaną ciekawością, ale coś głęboko w niej mówiło jej, że już zna odpowiedź.
- Może... Nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz. Jeszcze nie teraz - odpowiedziała zmieszana, ale w jej głosie można było dosłyszeć nutkę... smutku ?
- Rozumiem...
Dorcas wiedziała, że nie ma sensu naciskać na Lily. Jeśli Evans będzie gotowa, to na pewno jej o tym powie.
- Właśnie... Gdzie jest James ? - zapytała z ciekawością, dopiero zauważając brak Pottera.
- James i Syriusz są w Dziurawym Kotle. Miałam iść z nimi, ale wcześniej umówiłam się z tobą. Może pójdziemy na spacer i porozmawiamy o czymś przyjemniejszym ?- zaproponowała, poprawiając swoje rude włosy.
Dorcas pokiwała twierdząco głową i razem z Lily wyszły na skąpany przez słońce ogród. Otworzyły furtkę i skierowały się w stronę małego, zabytkowego Kościoła.
- Jak tu pięknie - stwierdziła z zachwytem Dorcas, przyglądając się letnim dekoracją na sklepach.
- Owszem. Mieszkam tu z Jamesem od miesiąca, ale wciąż to miejsce zachwyca mnie tak samo, jak za pierwszym razem. Chciałabym się tu zestarzeć Dorcas... Patrzeć jak rosną dzieci moje i Jamesa, a potem jeśli szczęście dopisze nasze wnuki - uśmiechnęła się, a jej blada twarz zajaśniała ze szczęścia.
- Czekam też - kontynuowała - kiedy w końcu się ustatkujesz i zostanę ciocią. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Dorcas nie mogąc się powstrzymać odwzajemniła uśmiech.
- Muszę cię rozczarować Lily.. Nie planuję wyjść za mąż, a co dopiero mieć dzieci - odpowiedziała.
- Czego ty jesteś taka zimna i niedostępna dla facetów Dorcas ? Nie dajesz im się do siebie zbliżyć, tylko zamykasz się w swojej własnej, grubej skorupie. Uciekasz przed nimi, bojąc się poddać namiętności i uczuciu. Ty nadal cierpisz ?... - zapytała ostrożnie, a uśmiech z jej twarzy gwałtownie zniknął.
Dorcas nie chciała się przyznać, że w jej sercu pozostała nutka żalu do mężczyzn, po rozstaniu z Syriuszem. Jednak to bolesne rozstanie uświadomiło ją, że nigdy tak naprawdę go nie kochała. Czuła do niego jedynie namiętność, zauroczenie i pewnego rodzaju uwielbienie, lecz nie miłość. Stwierdzili, że nic z tego nie będzie i nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Syriusz wrócił do wyrywania długonogich i urodziwych kobiet, a Dorcas mogła całkowicie poświęcić się nauce i pielęgnowaniu przyjaźni z Lily i innymi osobami. Obydwoje wrócili do swoich dawnych żywiołów, pozostając jednak przyjaciółmi
- Nie Lily. Już dawno mi przeszło - stwierdziła, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalsze kontynuowanie tego tematu. Lily najwyraźniej zrozumiała subtelny przekaz jej odpowiedzi, bo szybko zmieniła temat. Gwałtownie pociągnęła Dorcas w stronę ciemnej i ponurej uliczki, a jej głos zamienił się nagle w cichy, ledwo dosłyszalny szept. Rozejrzała się uważnie, jakby w obawie, że gdzieś czają się szpiedzy lub Śmierciożercy. Wyciągnęła różdżkę i wyszeptała jakieś skomplikowane zaklęcia, wykonując przy tym dziwne ruchy rękoma. Po chwili z wyrażną ulgą w zielonych oczach schowała różdżkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni.
- Sprawdzałam czy nie jesteśmy śledzone i na wszelki wypadek rzuciłam zaklęcia maskujące i wyciszające - stwierdziła. Jednak w jej szmaragdowych tęczówkach w dalszym ciągu można było dostrzec zaniepokojenie. Rozejrzała się jeszcze raz uważnie, po czym zaczęła mówić nieco głośniej niż wcześniej.
- Jestem ciekawa kiedy dokładnie odbędzie się zebranie Zakonu.. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, to w przeciągu tygodnia Dumbledore powinien zwołać zebranie. Na ten moment naszym najważniejszym zadaniem jest chronienie za wszelką cenę Białej Damy. Kwatera Główna jest zabezpieczona Zaklęciem Fideliusa, ale dobrze wiesz, że Vol.. -
syknęła cicho i jeszcze raz rozejrzała się uważnie po otoczeniu - zrobi wszystko, aby za wszelką cenę złamać w jakiś sposób to zaklęcie. Niby jest to niemożliwe, bo póki Strażnik Tajemnicy żyje Biała Dama jest bezpieczna, ale dobrze wiesz, że on dysponuje takimi mocami o których nam się nawet nie śniło, więc wszystko jest możliwe... Dwa tygodnie temu - kontynuowała dalej - w Świętym Mungu pojawił się dziwny człowiek. Trochę czasu zajęło mi zanim zorientowałam się, że jest to szpieg na jego usługach. Okazało się, że szukał mnie.. Słyszałam, jak pytał się pewnej uzdrowicielki o Lilyanne Evans. Czym prędzej teleportowałam się z Munga i już więcej tam nie wróciłam. Następnego dnia wysłałam tylko list z rezygnacją z dalszej pracy. Wolę nie kusić losu i już tam nie pracować. Zastanawia mnie tylko czego mnie szukał ? - zamyśliła się, a na jej czole pojawiła się delikatna zmarszczka.
- Węszył - wtrąciła Dorcas. - Wiedzą, że należysz do Zakonu, dlatego pojawił się tam ten szpieg, by wyciągnąć od ciebie jak najwięcej informacji o działaniach i planach Zakonu.
- Prędzej bym się zabiła niż cokolwiek mu powiedziała ! - warknęła, a jej zielone tęczówki zapłonęły furią.
- Oni mają różne sposoby na uzyskanie tego czego chcą i niekoniecznie są one przyjemne - stwierdziła z odrazą Dorcas, wiedząc do czego zdolni są Śmierciożercy, aby osiągnąć cel.
- Jestem ciekawa skąd dowiedzieli się gdzie pracuję.
- Nie mam pojęcia Lily, ale jednego jestem pewna, że już nigdzie nie jest bezpiecznie. Musimy mieć się na baczności. Stała czujność, jak to mówi Moody - uśmiechnęła się delikatnie. - Chyba będę już wracać.
- Nie zostaniesz jeszcze trochę ? James i Syriusz powinni niedługo wrócić. Może wyskoczymy gdzieś razem ? - zapytała z nadzieją, że Dorcas jednak się zgodzi.
- Przykro mi, ale nie. Pozdrów ode mnie Jamesa i Syriusza. Do zobaczenia Rudzielcu - uśmiechnęła się szeroko i rozpłynęła niczym duch w ciemnej i ponurej uliczce.
- Ja ci dam Rudzielca ! - odpowiedziała Lily z wyraźnym rozbawieniem, ale jej słowa trafiły jedynie w pustą przestrzeń.
~ * ~
Obrzeża Londynu
Dorcas Meadowes siedziała w swoim skromnym, ale przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Londynu i piła Ognistą Whisky, delektując się jej wybornym i kuszącym smakiem.
Nagle błogą ciszę przerwało głośne stukanie, które dochodziło od strony okna. Dorcas wstała i na wszelki wypadek wzięła swoją różdżkę, która leżała na stoliku. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła dużą, czarną sowę, która przyniosła właśnie Proroka Codziennego. Otworzyła okno, a ptak zgrabnie wylądował na stoliku. Włożyła kilka monet do woreczka przywiązanego do nóżki sowy, po czym ptak lekko ukłonił się i odleciał dalej czynić swoją powinność. Dorcas wzięła Proroka do ręki, a artykuł na pierwszej stronie gazety sprawił, że zmroziło jej krew w żyłach.
BRUTALNE ZABÓJSTWO
ELIZABETH JOHNSON !
Dzisiejszego dnia brutalnie skatowano i zamordowano 21 letnią Elizabeth Johnson, członkinię Zakonu Feniksa. Bez wątpienia tej tragicznej zbrodni dokonali zwolennicy Sami - Wiecie - Kogo. Nad domem Elizabeth znajdował się Mroczny Znak, a świadkowie tego zdarzenia twierdzili, że słyszeli przerażające krzyki, dochodzące z jej mieszkania. Na jej ciele znaleziono mnóstwo ran, świadczących o tym, że Elizabeth walczyła z napastnikami do samego końca.. Pytanie tylko, dlaczego nikt jej nie pomógł ? Mimo młodego wieku Elizabeth Johnson miała na koncie wiele zasług dla Zakonu Feniksa. Więcej o samej Elizabeth Johnson i jej zasługach znajdziecie na str. 15. Nie pozostaje nic innego, jak złożyć najszczersze kondolencje rodzinie i przyjaciołom Elizabeth. Niestety już nikt nie jest bezpieczny..
Dla Proroka Codziennego
Meredith Clark
" A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec !... "
Dorcas zachłysnęła się powietrzem i bezwiednie opadła na kanapę. Kurczowo ściskała Proroka Codziennego, mając nadzieję, że to tylko sen, tylko zły sen... Jednak mimo gorących próśb na pierwszej stronie gazety nadal znajdował się dom Elizabeth, a nad nim Mroczny Znak. Była taka młoda... Dorcas doskonale pamiętała ją z Hogwartu i spotkań Zakonu. Zawsze uśmiechnięta, pewna siebie i charyzmatyczna Krukonka, która wskoczyłaby w ogień za swoimi przyjaciółmi. Miała długie, kruczoczarne włosy i czarne jak noc oczy, którymi hipnotyzowała otoczenie wokół siebie. Meadowes mimo usilnych starań nie mogła pozbyć się z głowy obrazu uśmiechniętej i szczęśliwej Elizabeth. Zginęła w walce, jak prawdziwy bohater.. Nagle niewielkie pomieszczenie rozbłysło białym światłem, a przez okno do mieszkania wskoczyła srebrna łania. Przebiegła przez pokój, wskoczyła na stolik, a następnie stanęła przed Dorcas i przemówiła delikatnym, dźwięcznym głosem Lily.
Dorcas, zebranie Zakonu Feniksa odbędzie się jutro o 15. Podobno w nasze szeregi ma wstąpić nowa osoba. Jestem bardzo ciekawa kto, to jest, ale mam dziwne przeczucie, że nie będziemy zachwyceni... Co najdziwniejsze Dumbledore nie chce zdradzić, jak się nazywa i kim jest. Już to samo wydaje się podejrzane... Pewnie słyszałaś już o Elizabeth... Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy więcej jej nie zobaczę.. Tylko się nie spóźnij ! Dobrze wiesz, że Moody nie toleruje spóźnialskich. Całuję i oświadczam, że zapłacisz mi za tego Rudzielca !!
Twoja Lily
Łania przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Pokój z powrotem pogrążył się w półmroku. Słońce chyliło się ku zachodowi, a na niebie pojawiły się ciemne chmury, zwiastujące nadchodzącą burzę. Upał stał się nie do zniesienia, a ludzie w popłochu uciekali do mieszkań w obawie przed burzą. Jednak myśli Dorcas pochłonięte były zupełnie czymś innym. Zastanawiała się kto może być najnowszym nabytkiem Zakonu i kto będzie następny po Elizabeth.. Ciemniejące niebo przeszyła srebrzysta, złowroga błyskawica, a na oknie pojawiły się pierwsze krople deszczu, niczym oczyszczające łzy...
~ * ~
Wiltshire, Dwór Malfoyów ( Malfoy Manor )
Kroczyła dumnym i eleganckim krokiem przez ciemne korytarze rezydencji Malfoyów. Jej długie, śnieżnobiałe włosy mieniły się blaskiem drogocennych diamentów, a biała, perłowa skóra odznaczała się wyraźnie od czarnej szaty. Blade usta wykrzywiał ironiczny uśmiech, a złote oczy lustrowały otoczenie z pogardą. Biła od niej niesamowita siła i charyzma, jakby jednym spojrzeniem swoich pięknych oczu potrafiła zabić i sprawić, że wszyscy będą jej posłuszni. Duże oczy w kolorze płynnego złota, otaczały gęste i grube rzęsy, na kształtnej i wyniosłej twarzy, znajdował się idealnie prosty nos. Jednym słowem piękna... Dotarła do dużych, potężnych drzwi. Wyciągnęła różdżkę i jednym, niedbałym ruchem otworzyła z hukiem drzwi. W bogatym i zimnym pomieszczeniu znajdowała się tylko jedna osoba, która przewiercała ją krwistymi tęczówkami na wylot. Młoda kobieta podeszła i skłoniła się nisko, ale z gracją, jak przystało na prawdziwą arystokratkę.
- Witaj mój Panie.
Jej głos był spokojny i nieczuły, ale twardy i zdecydowany.
- Spóźniłaś się... - wysyczał mężczyzna z twarzą przypominającą węża.
- Przepraszam Panie... - wyszeptała pokornie, spodziewając się najgorszego. Jednak mężczyzna z wężową twarzą nagle zmienił temat.
- Masz przekazać mi wszystko czego się dowiesz, każdą informację. Jeśli dowiem się, że coś zataiłaś, albo czymś mi podpadniesz, wtedy będę musiał cię zabić, a uwierz mi drogie dziecko, że byłoby bardzo szkoda zmarnować tak wielki talent... - wysyczał przeciągle, a jego gadzie tęczówki w dalszym ciągu spoczywały na blondwłosej kobiecie.
- Zrobię wszystko, by cię nie zawieść Panie mój... Prędzej zginę - odpowiedziała z determinacją, a jej złote tęczówki patrzyły wprost na Lorda Voldemorta.
- Mam nadzieję Miriam..
Jego blade usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
- Możesz odejść - machnął niedbale ręką, a piękna kobieta zniknęła tak szybko, jak się pojawiła..
Subskrybuj:
Posty (Atom)