Witajcie, Kochani..
Na początku chciałabym Was bardzo, bardzo przeprosić. Jest mi strasznie wstyd, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale różne problemy, sprawy prywatne i szkoła, sprawiły, że nie miałam na nic czasu. Bardzo brakowało mi tego bloga i tej historii, która śniła mi się po nocach, nie dając spokoju. Często myślałam o Was, tym opowiadaniu, ale dużo spraw się skomplikowało i mój wolny czas drastycznie się ograniczył. Jednak znalazłam w końcu ten upragniony czas i napisałam kolejny rozdział. Dedykuję go wszystkim tym, którzy zostali i nie zwątpili. Przykro mi, że wystawiłam waszą cierpliwość na próbę. Zawiodłam Was, ale zrobię wszystko, by odbudować to zaufanie.
Wasza zawstydzona,
Różyczka :)
Ps: Za wszystkie błędy i niedociągnięcia bardzo przepraszam. Miłej lektury ! :)
" Przeznaczenie stoi za ludźmi,
welonem tajemnicy zasłonięte,
i w dłoni trzyma kołczan z tysiącem zdarzeń "
" Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy "
Poruszał się niczym elegancki wąż. Szybko, przebiegle i z gracją. Jego bardzo szczupła i wysoka sylwetka lawirowała między ponurymi uliczkami, a on sprawiał wrażenie, jakby za wszelką cenę chciał pozostać niezauważonym. Ubrany w ciemny płaszcz i z mocno naciągniętym kapturem na głowie, doskonale wtapiał się w ciemne i brudne uliczki Nokturnu. Jednak Dorcas, która już od Dziurawego Kotła śledziła każdy krok Regulusa Blacka, nie miała najmniejszego problemu z rozpoznaniem tajemniczego człowieka. Mimo, że bardzo podobny do Syriusza, Regulus w porównaniu do silnej, postawnej i sprężystej sylwetki brata, prezentował się mizernie, ale nadrabiał inteligencją i charyzmą oraz wzrostem, którym zdecydowanie górował nad bratem. Wiedziała, że przyjście za nim aż na Nokturn, było cholernie ryzykowne i niebezpieczne, ale miała nieodparte przeczucie, że Regulus miał do załatwienia jakąś bardzo ważną sprawę, a jej gryfońska ciekawość nie mogła tego tak zostawić. Naciągnęła najbardziej jak się dało ciemnobrązowy kaptur, rozejrzała się dyskretnie na boki i przyspieszyła kroku. Miała dziwne wrażenie, że każdy na nią spogląda, jakby chciał ją okraść i zabić. Ponure i przerażające twarze podejrzanych typków napawały ją obrzydzeniem, a wystawy sklepowe przezentowały dziwaczne rzeczy, których Dorcas nigdy w życiu na oczy nie widziała i nie miała zamiaru więcej widzieć. Świadomość do czego mogą służyć napawała ją strachem, który sprawił, że jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. Właśnie weszła w jedną z uliczek, za którą przed chwilą zniknął Regulus. Zewsząd otoczyła ją jeszcze większa i bardziej przerażająca ciemność. Każdy milimetr, każdy kąt Ulicy Śmiertelnego Nokturnu, przesiąknięty był na wskroś czarną, bardzo czarną magią. Odruchowo mocniej opatuliła się ciepłym i miękkim płaszczem. Spojrzała w ciemnoszare niebo, z którego coraz szybciej i gęściej zaczęły spadać grube krople deszczu. Londyn dzisiejszego dnia nie obdarował ludzi piękną, letnią pogodą, wymarzoną dla zagranicznych turystów. Ulice zaczęły tonąć w deszczu, a większość ludzi pochowała się do obskurnych i wyniszczonych budynków. Dorcas krzyknęła przerażona kiedy wpadła na osobę stojąca dokładnie przed nią. Osobą tą okazała się jakaś staruszka, ubrana w wynędzniałe i pocerowane łachy. Bardzo pomarszczona twarz i siwe włosy, sprawiały, że staruszka wydawała się osobą bezbronną i niegroźną, ale Dorcas dostrzegła w jej wyblakłych ze starości tęczówkach niesamowitą siłę, siłę niespotykaną u osób w tak podeszłym wieku. Meadowes nie wyczuwała w tej kobiecie jakiegokolwiek zła, ani choćby najmniejszego podstępu. Zdziwiła się bardzo, że ktoś taki może przebywać na ponurym Nokturnie. Staruszka spoglądała na nią w tajemniczy sposób, a jej blade i popękane usta, wykrzywił dziwny grymas. Wpatrywała się w Dorcas, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Lustrowała ją centymetr po centymetrze, jak jakiś cenny eksponat. W końcu przemówiła ochrypłym, wyniszczonym przez upływ czasu, ale silnym głosem, chwytając dłoń Dorcas w swoją pomarszczoną, ale ciepłą rękę.
- Pokochasz go całą duszą, ciałem i sercem, równie mocno nienawidząc. Będziesz gotowa poświęcić wszystko dla tego mężczyzny, nawet oddanych przyjaciół i rodzinę, ale on wiele razy cię skrzywdzi i zrani. Spędzisz wiele bezsennych nocy na płaczu i pretensji do samej siebie. Wasza trudna miłość pełna będzie bólu, cierpienia, strachu, łez, niebezpieczeństwa, wylanej krwi, ale mimo wszystko nadal piękna, wyjątkowa i bezcenna. Wielu ludzi będzie chciało was rozdzielić. Musisz obchodzić się z nim bardzo, bardzo ostrożnie i delikatnie. Zrywać jego maskę warstwa po warstwie, aby swoją pochopnością i gwałtownością nie odstraszyć go od siebie. Jego prawdziwe ja, znajduje się głęboko i tylko ty jesteś w stanie je wydobyć. Nie uciekniesz od tego uczucia kochana, choćbyś nie wiem, jak bardzo tego chciała i pragnęła. Zawsze będzie cię prześladować, niczym najstraszliwsze koszmary nocne. Staniesz przed ciężkim wyborem i tylko od ciebie zależy ostateczna decyzja. Możesz stracić bardzo wiele, ale równie wiele zyskać. Wybierz mądrze, córko. Dorcas stała oniemiała i otępiała, a słowa przed chwilą wypowiedziane przez staruszkę boleśnie tłukły się w jej głowie, doprowadzając ją do czystego szaleństwa i zdezorientowania. Wyrwała dłoń z wątłego uścisku kobiety, nie chcąc mieć więcej do czynienia z tą szaloną i majaczącą jakieś chore brednie staruchą. Odeszła szybko, nie oglądając się za siebie, mocniej wtulając się w przemoknięty od deszczu płaszcz. Okrutna moc, siła i pewność, z jaką ta kobieta wypowiedziała te słowa, sprawiły, że była skłonna w nie uwierzyć, niczym jakaś naiwna i głupiutka nastolatka. Dlatego tacy jak ja, nie powinni odwiedzać takich miejsc, pomyślała. Naiwność i ufność jest pożywką dla wałęsających się, wzbudzających ufność ludzi. Dorcas bardzo zdziwił fakt, że ta kobieta nie zażądała pieniędzy za swoje wątpliwe usługi.
- Nie uciekniesz od przeznaczenia, ty już biegniesz mu w ramiona, nawet o tym nie wiedząc - wykrzyknęła z niespotykaną mocą staruszka, a Dorcas przyspieszyła jeszcze bardziej, teraz biegnąc już, niczym gazela, goniona przez drapieżnika, drapieżnika, który był jej nieuchronnym i niechcianym przeznaczeniem. W szalonym pędzie rozchlapywała naokoło brudne kałuże, mocząc przy tym buty i stopy. Wiedziała, że tym dziwnym zachowaniem może wzbudzić niechciane podejrzenia i zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę, ale teraz kiedy adrenalina wypełniała jej żyły, wszystko straciło jakikolwiek sens. Nie wystraszyła się samej staruszki, ale słów przez nią wypowiedzianych, które były tak mocne i prawdziwe, że aż bolesne. Bała się tych słów, sama nie wiedząc dokładnie dlaczego. Przystanęła w ciemnej uliczce, naprzeciwko sklepu Borgina i Burkes'a, aby ochłonąć, uspokoić oddech i zacząć w końcu myśleć racjonalnie. Nie przyszła na Nokturn, żeby przejmować się staruchą, ale za Regulusem Blackiem, który zniknął jej z oczu, co doprowadziło ją do jeszcze większej wściekłości. Nie dość, że była cała przemoknięta, a zimno przeszywało każdy skrawek i nerw jej ciała na wskroś, to jeszcze straciła z oczu Blacka, za którym tak usilnie podążała już od dłuższego czasu. Wszystko wina tej przeklętej staruchy, pomyślała ze złością. Wyciągnęła różdżkę z płaszcza i za pomocą zaklęcia osuszyła się nieco, ale doskonale wiedziała, że nie na długo to pomoże, bo przeklęty deszcz nie miał zamiaru przestać padać. Londyńska pogoda nigdy nie rozpieszczała jej mieszkańców, ale Dorcas kochała to miasto i nie miała zamiaru nigdy go opuszczać. Przynajmniej zrobiło jej się nieco cieplej, a skołatane nerwy i przyspieszony oddech uspokoiły się, pozwalając jej jakoś racjonalnie myśleć. W tym momencie marzyła przede wszystkim o gorącej Whisky i ciepłym, bardzo smacznym obiedzie, zrobionym przez jej kochaną Lily. Dorcas trzymała różdżkę w gotowości, kurczowo zaciskając na niej szczupłe palce, przekonana, że Regulus jest u Borgina i Burkes'a. Wszystkie najczarniejsze typy, które mają coś do załatwienia, przychodzą najczęściej właśnie do tego podejrzanego i osnutego złą sławą sklepu. Wiedziała, że niepozorny Regulus jest bardzo niebezpieczny i nigdy nie wolno go lekceważyć, bo może zaatakować cię w najmniej spodziewanym momencie. Wiele o Blacku, dowiedziała się od jego brata, Syriusza, który mimo nienawiści do Regulusa, nigdy nie mógł odmówić mu przebiegłości, sprytu, chłodnej głowy w ciężkich i beznadziejnych sytuacjach oraz racjonalizmu. Przez brudną szybę dużego i starego sklepu, dostrzegła znajomą, chudą sylwetkę i już wiedziała, że miała całkowitą rację. Jak zwykle przeczucie jej nie zawiodło. Pozostawało tylko czekać..
~*~
Było jej zimno, bardzo zimno. Zaklęcia ogrzewające już mało co pomagały, a ona dalej uparcie wpatrywała się w drzwi sklepu Borgina i Burkes'a. Miała już dość, ale wytrwale czekała, mając nadzieję, że za chwilę w drzwiach pojawi się wysoka sylwetka. Regulus i Borgin skierowali się jednak w głąb sklepu, żywo o czymś rozmawiając. Dorcas zerwała się na równe nogi i szybko pobiegła na tyły sklepu, trzymając w najwyższej gotowości różdżkę. Deszcz nie padał już tak mocno, jedynie delikatnie mżył, obsypując twarz delikatnymi kroplami późnego lata. Tylne drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł eleganckim, ale pośpiesznym krokiem Regulus, naciągając szczelnie kaptur na głowę. Rozejrzał się uważnie, a kiedy dostrzegł Dorcas, obrócił się napięcie z zamiarem ucieczki.
- Stój ! - warknęła Dorcas i wymierzyła w niego swoją różdżkę. Podeszła do niego ostrożnie, jednak zachowała bezpieczną odległość dwóch metrów. Black przystanął i zaczął obracać się w jej stronę powoli, powoli, bardzo powoli, jakby doskonale wiedział, że tym sposobem jeszcze bardziej zdenerwuje i rozłości Dorcas. W końcu stanęli twarzą w twarz, mierząc się pogardliwymi i pełnymi obrzydzenia spojrzeniami. Dorcas wyczuła delikatny zapach pieprzu, drzewa korzennego, piżma, imbiru i cygara ? Wyraźnie górował nad nią wzrostem, a z bliska wydawał się Dorcas jeszcze bardziej chudy. Mimo wszystko był przystojny, a duże, pochmurne, tajemnicze i chłodne ciemnobrązowe, prawie czarne oczy, zdobiące bladą, alabastrową twarz z lekkim zarostem, dodawały mu tajemniczości i aż prosiły się o wpatrywanie się w nie bez końca, bez opamiętania, bez zahamowań. Ciemne, lśniące niczym jedwab włosy wystające z kaptura, były idealnie proste, w przeciwieństwie do kręconych loczków i fal Syriusza. Ostre i pociągłe, arystokratyczne rysy twarzy, dodawały mu powagi i sprawiały, iż każdy doskonale wiedział, że ma do czynienia z kimś ważnym i poważanym. Wąski, prosty nos oraz pełne, idealnie wykrojone bladoróżowe wargi, wykrzywione w ironicznym i lekceważącym uśmiechu, niejednej młodej czarownicy mogłyby zawrócić w głowie. Szczupła, ale silna sylwetka i ten specyficzny, jakby leniwy, ale elegancki, kokieteryjny i wyniosły chód. Piękna, bardzo blada cera bez żadnej, nawet najmniejszej skazy. Silne, męskie dłonie o długich i zgrabnych palcach, idealnych do grania na fortepianie. Na serdecznym palcu prawej ręki, widniał rodowy pierścień Blacków. Wyglądał niczym młody bóg z obrazów znanych i cenionych malarzy. Jednak najpiękniejsze były w nim oczy. Duże, skrywające wiele tajemnic, inteligentne, niezgłębione, niezdobyte, zimne, mroczne, opanowane, a jednocześnie wzburzone niczym ocean podczas straszliwego sztormu, żelazny mur jego duszy. Tak w skrócie można by opisać wygląd Regulusa Arkturusa Blacka. Dorcas pierwsza przerwała to dziwne połączenie, które wytworzyło się między nimi, nadal jednak odczuwała palącą intensywność jego wzroku na sobie. Na Merlina, nawet Syriusz nigdy tak na nią nie patrzył... W ten cholernie intensywny i badawczy sposób. Pokonała ostatnią dzielącą ich granicę i przyłożyła mu różdżkę do gardła. Stał jakby nigdy nic, a jego usta, oczy, cała postawa śmiały się z niej kpiąco i szyderczo. Poczuła się dziwnie żałosna i bezbronna, ale jeszcze mocniej wbiła różdżkę w gardło Regulusa. Miała ogromną ochotę przebić mu szyję na wylot, patrzeć jak cierpi i skomli o litość, zetrzeć mu z ust ten przebiegły i kpiący uśmieszek. Jeszcze intensywniej poczuła jego specyficzny zapach. Mimowolnie zaciągnęła się mocniej, wbrew sobie i zdrowemu rozsądkowi. Płuca wypełnił jej palący i grzeszny zapach. Gardło paliło ją żywym, piekielnym ogniem, na języku miała jego woń. Czuła się tak dobrze i błogo, że zapomniała o całym świecie. Na ziemie ściągnął ją dopiero sztywny i głęboki głos Regulusa.
- Kochanica mojego braciszka - zaśmiał się szyderczo. Czego ode mnie chcesz ? Zadrżała, gdy jego wibrujący głos wypełnił jej ciało. Nie miała zamiaru uświadamiać go, że od bardzo dawna nie jest już z Syriuszem. Teraz miała do załatwienia o wiele większą i ważniejszą sprawę. Musiała zaspokoić swoją ciekawość.
- Czego szukałeś u Borgina i Burkes'a, bo chyba nie powiesz mi, że przyszedłeś tu na popołudniową herbatkę ? - wysyczała i zbliżyła twarz do jego twarzy. Z tak bliskiej odległości jego oczy miały jeszcze bardziej intensywną i hipnotyczną barwę. Oddech stał się tak mocny, że można było oszaleć. Dzieliło ich najwyżej pięć centymetrów, może mniej. Jeśli on chce grać w tą grę, to ona pokaże mu, że z nią nie wygra, nie ugnie się przed nim. Trafił na równie silnego i przebiegłego przeciwnika. Odsunęła się od niego i uśmiechnęła się szeroko, nadal wbijając różdżkę w jego gardło, jednak Regulus nie dał zbić się z tropu.
- Śledziłaś mnie - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Pytam się ostatni raz. Czego szukałeś u Borgina i Burkes'a, śmieciu - szarpnęła go za poły płaszcza, powoli tracąc nad sobą kontrolę.
- Jeśli myślisz, że cokolwiek ci powiem, to jesteś w błędzie, zdrajczynio własnej krwi - zaśmiał się pogardliwie, a jego oczy patrzyły na nią z obrzydzeniem. Mżawka ustąpiła, a zza ołowianych chmur nieśmiało wyglądało słońce.
- Jeśli nie po dobroci, wyciągnę to z ciebie siłą. Mam swoje bardzo skuteczne i wypróbowane sposoby, arystokratyczny dupku - wycedziła groźnie, a różdżka zaczęła ją palić, jakby czekając na niewypowiedziane jeszcze zaklęcie. Spojrzał na nią z nieukrywanym rozbawieniem i odwrócił się z zamiarem ponownej ucieczki. Dorcas postąpiła odruchowo. Złapała jego prawą dłoń i szarpnęła na tyle mocno, by odwrócił się z powrotem w jej stronę. Jednego była zdecydowanie pewna. Gdyby naprawdę chciał już dawno by uciekł. Doskonale wiedziała, że jest potwornie inteligentny, a teraz pewnie tylko czeka na odpowiedni moment żeby ją zaatakować. Jego dłoń była bardzo zimna, przywodziła na myśl rękę trupa, który jest obojętny i nieczuły na cały otaczający go świat, zamknięty w sobie i niedopuszczający do siebie nikogo, inteligentny i niebezpieczny samotnik. Skóra w dotyku była aksamitna, gładka i miękka, zupełnie inna niż gorąca, szorstka i twarda skóra Syriusza. Stali tak mierząc się spojrzeniami, walcząc bez słów, żadne nie chciało się poddać, żadne nie chciało dać za wygraną. Dorcas nie wytrzymała tych kumulujących się emocji i rzuciła zaklęcie. Wiązka światła uderzyła prosto w pierś Regulusa, nawet się nie bronił. Siła zaklęcia odrzuciła Blacka na przeciwległą ścianę, mocno go przy tym obijając. Kaptur spadł mu z głowy, ukazując rozcięcie powyżej brwi. Krew wyraźnie odznaczająca się na tle bladej skóry, płynęła cienkim strumykiem, wzdłuż policzka. Posoka spływająca po jego twarzy i ten chytry, ironiczny i jakby znudzony uśmieszek, zdobiący jego twarz, jeszcze bardziej ją rozłościły i zadziałały jak płachta na byka. Dorcas nie miała najmniejszych wątpliwości, że w tym momencie mogłaby go bardzo, ale to bardzo mocno pokiereszować. Musiała od niego wyciągnąć czego szukał u Borgina i Burkes'a. Przeczucie mówiło jej, że nie mogła to być jakaś błachostka.
- Osoba, która niegdyś uratowała mi życie, teraz chce je odebrać ? Cóż za ironia losu, nieprawdaż ? - zaśmiał się ponuro i wstał z dziecinną łatwością, jakby zaklęcie rzucone przez Dorcas nie zrobiło na nim nawet najmniejszego wrażenia. Meadowes nadal stała pewnie, z różdżką wycelowaną w wyraźnie rozbawionego Blacka. Działał jej na nerwy, podnosił ciśnienie i doprowadzał do szału. Najwyraźniej to było wspólną cechą obu braci Black.
- Mogłam cię wtedy zrzucić z wieży astronomicznej, a jednak cię uratowałam. Nawet nie wiesz, jak cholernie tego żałuję. Gdyby nie ja już dawno gryzłbyś ziemię. Może powinnam była pozwolić ci się zabić - wysyczała, wkładając w te słowa mnóstwo jadu. Na pozbawionej emocji twarzy Regulusa, pojawiła się subtelna, prawie niezauważalna zmiana. Trafiłam w czuły punkt, pomyślała.
- Nie zrobiłabyś tego, nie dałabyś mi się zabić. Jesteś zbyt szlachetna i dobra. To was gubi, Gryfoni. W tych czasach nie ma miejsca na litość, słabość, wyrzuty sumienia czy sprawiedliwość. Teraz żeby przetrwać, należy patrzeć wyłącznie na siebie i swoje dobro, wyłączyć człowieczeństwo. Każdy z nas jest kowalem własnego losu. Wy Gryfoni tego nie rozumiecie. Honorowość, sprawiedliwość i poświęcenie, tylko was niszczą i osłabiają. Ilu z was zginęło poświęcając się w imię dobra ? Czy naprawdę było warto ? - powiedział zdecydowanie, jakby z nutką pogardy.
- Jesteśmy tym, kim wybieramy być. Tylko od nas samych zależy jaką drogą podażymy. Tchórzy na tym świecie jest mnóstwo. Brak odwagi, honoru czy nawet szacunku do samego siebie, to właśnie cechuje prawdziwych tchórzy. Ich jedynym celem jest schować się w mysiej dziurze i przeczekać z nadzieją na uratowanie własnej skóry. Czy uważasz, że to jest właściwe ? Czasami trzeba przestać myśleć tylko o własnym bezpieczeństwie. Czasami trzeba pomyśleć o większym dobru. Może i jesteśmy naiwni, ale lepiej być naiwnym niż takim słabym tchórzem i egoistą, jak ty Black. Nasza siła leży w odpowiedzialności i pomocy innym, ale ty tego nigdy nie zrozumiesz.
- Drętwota - wrzasnęła z całej siły. Zaklęcie przecięło miejsce, w którym przed chwilą stał Regulus i uderzyło w ścianę z potworną siłą i hukiem. Przebiło ją na wylot, pozostawiając po sobie jedynie kupę gruzu i kurzu. Ziemia zastrzęsła się niebezpiecznie, jakby złowrogo. Pył drażnił oczy i płuca, powodując ostry i niepohamowany napad kaszlu oraz piekące łzawienie. Kurz opadł tak szybko, jak się pojawił. Dorcas rozglądając się na wszystkie strony, szukała wzrokiem Regulusa. Nigdzie go nie było, rozpłynął się niczym duch. Na tyłach sklepu zaczęli się pojawiać pierwsi gapie, zaalarmowani głośnym hukiem.
- Wstrętny, nędzny tchórz. Syriusz miał rację, jego brat to perfidna gnida - wysapała ze złością, teleportując się jednocześnie do Doliny Godryka. Musiała z kimś porozmawiać i to koniecznie, a jej kochana Lily idealnie się do tego nadawała.
~*~
- Czy ty do reszty zwariowałaś ?! - wykrzyknęła ze złością Lily, patrząc dzikim wzrokiem na Dorcas. - Udałaś się na Nokturn, nikogo o tym nie informując. Jeśli coś by ci się stało, nawet nie wiedzielibyśmy gdzie cię szukać ! Co cię podkusiło żeby śledzić tego Blacka ? - wysapała oskarżycielskim, a zarazem opiekuńczym tonem, siadając na kanapie obok Dorcas. Sięgnęła po Whisky i umoczyła w niej z ulgą usta. Meadowes wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w kryształowy kieliszek wypełniony Ognistą, opatulona puchatym i miękkim kocem. Pamiętała jakby to było dziś, kiedy po raz pierwszy napiła się Ognistej. Razem z Syriuszem opróżniła całą butelkę grzesznej i zakazanej dla nieletnich Whisky, a że miała wtedy słabą głowę, to upiła się w sztok. Jednak to nie zabroniło jej wraz z Syriuszem zdemolować połowę lochów w Hogwarcie. Doskonale zachowała w pamięci obraz Filcha, goniącego ich przez połowę zamku, rzucającego pod nosem jakieś groźby i przekleństwa. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tych beztroskich chwil, których tak bardzo mocno jej brakowało. Na stoliku stał ciepły i pożywny obiad, własnoręcznie, bez pomocy magii przygotowany przez Lily.
- Jestem głupia - stwierdziła, wypijając jednym haustem całą zawartość kieliszka. Bursztynowy płyn przyjemnie rozlał się po ciele, zostawiając po sobie ciepło i błogość. Gardło zapiekło ją boleśnie.
- Nie zaprzeczę, a teraz jedz, bo wystygnie - uśmiechnęła się rudowłosa, wybuchając głośnym, dźwięcznym śmiechem. Meadowes zawtórowała jej, a piękny dom w Dolinie Godryka, wypełnił się radością i szczęściem.
- Powiedz mi dokładnie, co się tam wydarzyło. Dorcas w skrócie opowiedziała Lily o wszystkim, co stało się na Nokturnie. Nie pominęła niczego.
- Oszukała cię. Dziwię się tylko, że nie wzięła pieniędzy - stwierdziła rzeczowo, opróżniając kieliszek.
- Cholernie dziwna baba, ale tak mną zakręciła, że byłam gotowa uwierzyć w każde jej słowo. Ugryzła kawałek pieczonej kaczki, delektując się jej delikatnym i aromatycznym smakiem oraz zapachem.
- To jest rewelacyjne Lily. Jesteś zdecydowanie lepsza od skrzata domowego, który żeby przygotować takie cudeńko, musi skorzystać z magii.
- Dziękuję, kochana. Jestem do twoich usług - uśmiechnęła się promiennie, ukazując rządek białych zębów.
- Dziwny jest ten brat Syriusza - kontynuowała. - Jestem zła, że nie wyciągnęłam od tej gnidy, czego szukał na Nokturnie.
- Może załatwiał coś dla... - Lily gwałtownie urwała, jakby uświadamiając sobie coś strasznego. Dorcas zamarła z widelcem przy buzi.
- Dla kogo ? - spytała z nieukrywaną ciekawością, domyślając się co chce powiedzieć przyjaciółka.
- No wiesz.. Syriusz mówił, że jego brat od zawsze miał zapędy na Śmierciożerce. Interesował się wszystkim, co dotyczyło Voldemorta. Może on rzeczywiście dołączył do...
- Nie - przerwała jej zdecydowanie. - Wątpię żeby ktoś taki jak on został jego sługusem. Jest na to zbyt... - zamyśliła się, dłubiąc bezmyślnie widelcem w kaczce - zdecydowanie zbyt słaby.
- Nie masz pewności, przecież nie znasz go dobrze. Wszystko, co o nim wiemy, to tylko słowa Syriusza, a doskonale wiesz jakie są między nimi relacje.
- Gdzie masz swojego Gumochłona ? - zapytała Dorcas, zmieniając szybko temat rozmowy. Nie chciała więcej poruszać tego tematu.
- James jest na szkoleniu. Powinien niedługo wrócić - stwierdziła, patrząc nerwowo za okno. Czerwona kula chowała się za horyzontem, malując obłoki świetlistymi i barwnymi refleksami. Niebo zabarwiło się soczystą czerwienią i pomarańczą. Końcówka wakacji i lata. Tak bardzo chciałaby wrócić do Hogwartu na kolejny rok nauki..
- Nie boisz się o niego ? Ostatnio ginie bardzo wielu doskonałych i znakomitych aurorów. Pewnie pamiętasz Cindy Stones.. Nie zostało z niej praktycznie nic, jedynie kawałek ucha, a była jednym z najlepszych znanych mi aurorów, zaraz po niezniszczalnym Moody'm.
- Teraz nigdzie nie jest już bezpiecznie, Dorcas. Gdybym miała patrzeć na to w ten sposób już dawno bym ześwirowała. James od zawsze marzył o pracy aurora, a ja nie mam zamiaru go przekonywać, żeby porzucił swoje marzenia. Doskonale wiem, że zrobiłby to dla mnie, ale nie miałabym serce spojrzeć mu później w twarz - westchnęła przeciągle, nalewając sobie kolejną porcję Ognistej.
- Ale doskonale znasz ryzyko. Dobrze wiesz, że może nadejść taki dzień, że James już nie wróci..
- Wiem, Dorcas. Jestem tego w pełni świadoma - skuliła się, jakby odganiała od siebie taką możliwość. - Ale James jest silny. Jestem pewna, że kiedy skończy się to trzyletnie szkolenie, zostanie wspaniałym aurorem - stwierdziła dobitnie, kończąc tymi słowami trudny temat.
- Wrócisz do Munga ? - zapytała z ciekawością Dorcas.
- Jeszcze nie wiem, ale jeśli tak, to dopiero gdzieś za dwa, trzy miesiące, jeśli mnie oczywiście przyjmą z powrotem.
- Ciebie, która zna się na uzdrawianiu jak nikt inny, mieliby nie przyjąć z powrotem ? Każdy chciałby mieć w swoich szeregach, tak utalentowaną osobę, jak ty, Lily. Nie znam nikogo, kto znałby się na uzdrawianiu tak dobrze, jak ty. W tym samym czasie, dało się słyszeć trzask przekręcanego klucza i otwierające się drzwi wejściowe. Po chwili w salonie pojawiła się rozczochrana czupryna Jamesa Charlusa Pottera. Podszedł szybkim krokiem do rudowłosej i złożył na jej ustach krótki, ale pełen tęsknoty, słodki pocałunek.
- Witaj skarbie, tęskniłem - spojrzał Lily głęboko w zielone oczy, jakby jej nie widział przez bardzo długi czas. Niesamowite jak oni bardzo się kochają. Dorcas nigdy by się do tego nie przyznała, ale czasami zazdrościła pannie Evans, tak oddanego i zapatrzonego w nią chłopaka.
- Cześć, Czarna. Fajnie, że wpadłaś, bo jest dzisiaj, co świętować - uśmiechnął się, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kurtki jakąś kopertę.
- Cześć, Gumochłonie - odpowiedziała mu zadziornie Dorcas, posyłając huncwocki uśmiech. James podał Lily ładnie ozdobioną kopertę, a ta patrząc mu w oczy, otworzyła ją ostrożnie z lekkim wahaniem.
- Nie wierzę ! - wrzasnęła głośno, zrywając się z kanapy. - Zaproszenie na ślub Alicji i Franka !
- Co ? - zapytała ze zdziwieniem Dorcas. Wstała z kanapy i spojrzała zaciekawiona przez ramię przyjaciółki.
- W końcu. Od tak dawna pragnęli tego ślubu, a teraz ich marzenie się spełni. Uroczystość odbędzie się dokładnie za miesiąc. Zawsze wiedziałam, że to Alicja, jako pierwsza z nas wyjdzie za mąż.
- Ciekawe, która będzie następna - Dorcas spojrzała znacząco na rudowłosą.
- Dla twojej wiadomości Dorcas, ja nie dostałam jeszcze nawet pierścionka zaręczynowego - spojrzała lekko zawiedzionym wzrokiem w stronę Jamesa, który speszył się nieco.
- Dlatego trzeba to oblać - stwierdził Potter, który widząc, że wszedł na grząski grunt, zręcznie zmienił temat. - Przyjdzie Syriusz, Remus, Ann, Marlena, no i oczywiście nasze gołąbeczki, Frank i Alicja. Dzisiaj Frank osobiście wręczył mi zaproszenie, a ja postanowiłem, że z okazji tego ważnego wydarzenia, urządzimy małą imprezę. Wskoczył na stół i zaczął tańczyć, fałszując przy tym niemiłosiernie.
- Będzie ! Będzie zabawa ! Będzie się działo ! I znowu nocy będzie mało. Będzie głośno, będzie radośnie. Znów przetańczymy razem całą noc.
- Złaż z tymi brudnymi buciorami z tego stołu !
- No już, już kochanie - zaśmiał się, jednocześnie przyciągając Lily do siebie. Teraz oboje stali na stole, wpatrując się w siebie pożądliwie i zachłannie. Pocałowali się namiętnie, żarliwie i z pasją, jakby za chwilę miał skończyć się świat. Miłość biła od każdego skrawka ich ciała, jak nigdy niegasnący, świetlisty płomień. Dorcas poczuła się niezręcznie i miała wielką ochotę, jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca.
- Ekhm, przepraszam, że przeszkadzam, ale.. James i Lily oderwali się od siebie gwałtownie i spojrzeli zdezorientowani na Dorcas, przypominając sobie, że jednak nie są sami. Zachichotali jak małe dzieci i zaskoczyli ze stołu trzymając się za ręce. James złapał Lily w pasie i okręcił dookoła, jak małą dziewczynkę.
- Zaraz wracam dziołchy - wykrzyknął, kierując się tanecznym krokiem w stronę kuchni.
- Wariat - uśmiechnęła się promiennie, siadając ponownie na kanapie. Położyła głowę na ramieniu Dorcas i wtuliła się w nią ufnie. Meadowes wyczuła, tak dobrze jej znany zapach dzikiego bzu, którym od kiedy pamięta, Lily zawsze pachniała. Jej włosy przyjemnie łaskotały szyję. Brązowowłosa zatopiła dłoń w bujnej rudej czuprynie panny Evans. Płomienne fale, były miękkie i sprężyste w dotyku.
- Wiesz co, Dorcas. Czasami tęsknię za tym, co było i już nie wróci.
- Każdy z nas tęskni. Czasami chciałabym cofnąć czas, zatonąć we wspomnieniach, ale wiesz doszłam do wniosku, że... Dorcas spojrzała za okno. Słońce właśnie schowało się za horyzont, obwieszczając koniec dnia. - Że ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. Błogą ciszę przerwała sowa dobijająca się uparcie do okna. Lily wstała leniwie, z wyraźnym ociąganiem i wpuściła zwierzę do środka. Przewertowała szybko gazetę, którą przyniosła sowa, a na jej czole pojawiła się bruzda, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się pogłębiała.
- Dziwne..
- Co jest takiego dziwnego ?
- W Proroku nie piszą nic o zabójstwach i atakach na mugoli i mugolaków. Nie chcę mi się wierzyć, że wszystko raptownie ustało. Na pierwszej stronie informują o zbliżającym się ślubie dwójki aurorów, Alicji i Franka, a na czwartej.. Sama spójrz - podała gazetę Dorcas, a ona przyjęła ją z dużym zaciekawieniem i zainteresowaniem. Zapisany małym, cienkim druczkiem napis, głosił:
Tajemnicze zdarzenie na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu
Dzisiejszego dnia, w późnych godzinach popołudniowych, miało miejsce bardzo dziwne zdarzenie. Na jednej z uliczek Śmiertelnego Nokturnu, na tyłach sklepu Pana Borgina i Burkes'a, doszło prawdopodobnie do bójki, między dwójką młodych czarodziejów. Świadkowie tego zdarzenia twierdzą, że z tego miejsca dochodziły krzyki kobiety oraz potworny huk. Jeśli wierzyć słowom świadków z miejsca walki zostały tylko gruzy. Niestety nie udało się zidentyfikować tożsamości dwójki czarodziejów. Wiadomo jedynie, że w tajemniczym zdarzeniu brali udział kobieta i mężczyzna.
Dla Proroka Codziennego
Grace Bailey
- Zrobiłam zdecydowanie za dużo szumu - stwierdziła Dorcas, delektując się wybornym smakiem Ognistej Whisky.
- Dorcas ?
- Tak, Lily ?
- Wydaję mi się - zaczęła ostrożnie, ważąc każde słowo - że Voldemort przejął ministerstwo, a jeśli jeszcze tego nie zrobił, to w każdej chwili możemy spodziewać się ataku z jego strony. Musimy go powstrzymać za wszelką cenę.
Mam nadzieję, że te długie, szczegółowe i dokładne opisy, Was nie zanudziły ;). Do napisania !
Czarna Róża
Czarna Róża wróciła! Jest!
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za tobą :)) heh.
Rozdział genialny, mogę tylko powiedzieć, że wróciłaś w wielkim stylu!
Niesamowicie lekko mi się czytało i mocno wciągnęło. Aż się zdziwiłam kiedy doszłam do samego końca rozdziału.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Ogromne pozdrowienia i mocne uściski :** oraz udanych wakacji !
Charlotte
----------------
dramione-wymiana.blogspot.com/
charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/