czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 1. Kamienie na szaniec


Zapraszam Was na pierwszy rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Jeszcze raz dziękuję za Waszą obecność ! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Rozdział z dedykacją dla wszystkich, którzy czytają i komentują tego bloga. Za wszystkie błędy bardzo przepraszam.
Ps: Paulla K i w końcu pojawił się, tak długo wyczekiwany przez Ciebie rozdział :)
" A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec !... "


Sierpień 1978 Dolina Godryka
                              
                            ~ * ~

Jest w tym miejscu coś niezwykłego. Wszystko jest takie spokojne, ciche i bezpieczne. Tylko czasem można usłyszeć przyciszone rozmowy i rozbawione głosy dzieci. Świat jakby stanął w miejscu, a czas zwolnił swój bieg. Miejsce zapomniane przez świat, osnute mgłą zapomnienia. Wiejskie domki stały po obu stronach wąskiej drogi, skąpane w blasku słońca. Zewsząd otaczały ją piękne, soczyście zielone drzewa i różnego rodzaju kwiaty, otulające swoim kuszącym, sierpniowym zapachem. Wciągnęła z rozkoszą świeże powietrze i skierowała się w kierunku dużego, pięknego domu. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy jej oczom ukazał się cel podróży. Piękny dom zbudowany z szarej cegły jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych budynków w Dolinie Godryka. Otoczony zadbanym i bujnym ogrodem, w którym królują lilie, róże i dziki bez oraz potężnymi i rozłożystymi drzewami, które dają przyjemny cień. Otworzyła furtkę, która zaskrzypiała cicho i skierowała się w stronę frontowych drzwi. Nagle ktoś wybiegł z domu i zamknął ją w żelaznym, przyjaznym uścisku. Otoczył ją intensywny zapach dzikiego bzu i burza rudych loków, przyjemnie łaskocząca po twarzy.
- Lily - szepnęła i odsunęła się od rudowłosej.
- Dorcas.. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam - wyszeptała. W jej mądrych, zielonych oczach tańczyły iskierki radości.
- Wejdźmy do środka - zaproponowała.
Wnętrze domu urządzone zostało w ciepłych barwach złota, czerwieni i zieleni. W dużym i przestronnym salonie stały dwa fotele i sofa, w kolorze ciepłego brązu oraz kominek, stolik i zielony dywan. Dorcas usiadła w miękkim fotelu i rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, podziwiając piękne obrazy i zadbane kwiaty, co niewątpliwie było zasługą Lily. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją dźwięczny głos rudowłosej.
- Co tam u ciebie słychać Dorcas ? - zapytała z delikatnym uśmiechem Lily, siadając w drugim fotelu. Zapadła głęboka cisza, a Dorcas zastanawiała się czy powiedzieć jej prawdę, czy zagryźć wargę i udawać szczęśliwą.. Wiedziała, że Lily i tak ją rozgryzie. W końcu nie było osoby na świecie, która znałaby ją lepiej niż Lilyanne Evans, no może oprócz matki.
- Duszę się... To wszystko już mnie przerasta. Tak bardzo tęsknię za Hogwartem, za tymi beztroskimi latami. Nie chcę już dłużej udawać szczęśliwej i silnej. Tęsknię za wolnością, za normalnym życiem...- odpowiedziała, a jej wargi zadrżały niebezpiecznie, uświadamiając ją, że jest tylko małą bezbronną dziewczynką w tym wielkim świecie. Świecie pełnym intryg, zła, wrogości i uprzedzeń. Lily poruszyła się niespokojnie, a w jej zielonych tęczówkach można było dostrzec ciężko skrywane łzy.
- Dorcas.. - jej głos zadrżał. - Ja też bardzo tęsknie za Hogwartem. Oddałabym wszystko, by tam wrócić, ale musimy być silni, trzymać się razem i wierzyć, że kiedyś się to skończy. Życie nie jest bajką, a nam przyszło żyć w ciężkich czasach. Nie pozostało nam nic innego jak nadzieja. Musimy walczyć do samego końca, nawet jeśli nie mamy żadnych szans - przerwała i zaczerpnęła głęboko powietrze. - Ale wiesz co ? Mamy coś czego nie ma Voldemort, coś co on nigdy nie zrozumie. Mamy przyjaźń i miłość.. I nawet jeśli nie wygramy tej wojny, to będziemy mogli być z siebie dumni.
A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec... - wyrecytowała z dumą, a po jej bladym policzku spłynęła łza. Ścisnęła mocniej trzęsącą się dłoń Dorcas, chcąc dodać jej w ten sposób otuchy. 
Brązowowłosa wyrwała ze złością rękę z delikatnego uścisku Lily i wstała, podchodząc do dużego okna wychodzącego na ogród. W oddali można było zauważyć szczęśliwe dzieci bawiące się w berka. Takie radosne, delikatne, niewinne i beztroskie.
- Nie wierzę w miłość ! - warknęła, zaciskając ze złością dłonie na zielonej firance.
- Dorcas.. Ty jednak nigdy się nie zmienisz - zaśmiała się Lily i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Miłość istnieje i prędzej czy później, to sobie uświadomisz.
- Muszę być silna, pewna siebie i zdecydowana, a miłość osłabia człowieka. Ja nie mogę być słaba, nie mogę ! - warknęła zdecydowanie, odwracając się gwałtownie w stronę rudowłosej. Jej migdałowe tęczówki napawające spokojem, sprawiły, że nieco się uspokoiła. Zamyśliła się rozważając w myślach czy zadać pewne delikatne pytanie, które od tak dawna ją nurtowało.
- Lily, czy ty kochałaś kiedyś kogoś oprócz Jamesa ?  - spytała z nieukrywaną ciekawością, ale coś głęboko w niej mówiło jej, że już zna odpowiedź.
- Może... Nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz. Jeszcze nie teraz - odpowiedziała zmieszana, ale w jej głosie można było dosłyszeć nutkę... smutku ?
-  Rozumiem...
Dorcas wiedziała, że nie ma sensu naciskać na Lily. Jeśli Evans będzie gotowa, to na pewno jej o tym powie.
- Właśnie... Gdzie jest James ? - zapytała z ciekawością, dopiero zauważając brak  Pottera.
- James i Syriusz są w Dziurawym Kotle. Miałam iść z nimi, ale wcześniej umówiłam się z tobą. Może pójdziemy na spacer i porozmawiamy o czymś przyjemniejszym ?- zaproponowała, poprawiając swoje rude włosy.
Dorcas pokiwała twierdząco głową i razem z Lily wyszły na skąpany przez słońce ogród. Otworzyły furtkę i skierowały się w stronę małego, zabytkowego Kościoła.
- Jak tu pięknie - stwierdziła z zachwytem Dorcas, przyglądając się letnim dekoracją na sklepach.
- Owszem. Mieszkam tu z Jamesem od miesiąca, ale wciąż to miejsce zachwyca mnie tak samo, jak za pierwszym razem. Chciałabym się tu zestarzeć Dorcas... Patrzeć jak rosną dzieci moje i Jamesa, a potem jeśli szczęście dopisze nasze wnuki - uśmiechnęła się, a jej blada twarz zajaśniała ze szczęścia.
- Czekam też - kontynuowała - kiedy w końcu się ustatkujesz i zostanę ciocią. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Dorcas nie mogąc się powstrzymać odwzajemniła uśmiech.
- Muszę cię rozczarować Lily.. Nie planuję wyjść za mąż, a co dopiero mieć dzieci - odpowiedziała.
- Czego ty jesteś taka zimna i  niedostępna dla facetów Dorcas ? Nie dajesz im się do siebie zbliżyć, tylko zamykasz się w swojej własnej, grubej skorupie. Uciekasz przed nimi, bojąc się poddać namiętności i uczuciu. Ty nadal cierpisz ?... - zapytała ostrożnie, a uśmiech z jej twarzy gwałtownie zniknął.
Dorcas nie chciała się przyznać, że w jej sercu pozostała nutka żalu do mężczyzn, po rozstaniu z Syriuszem. Jednak to bolesne rozstanie uświadomiło ją, że nigdy tak naprawdę go nie kochała. Czuła do niego jedynie namiętność, zauroczenie i pewnego rodzaju uwielbienie, lecz nie miłość. Stwierdzili, że nic z tego nie będzie i nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Syriusz wrócił do wyrywania długonogich i urodziwych kobiet, a Dorcas mogła całkowicie poświęcić się nauce i pielęgnowaniu przyjaźni z Lily i innymi osobami. Obydwoje wrócili do swoich dawnych żywiołów, pozostając jednak przyjaciółmi
- Nie Lily. Już dawno mi przeszło - stwierdziła, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalsze kontynuowanie tego tematu. Lily najwyraźniej zrozumiała subtelny przekaz jej odpowiedzi, bo szybko zmieniła temat. Gwałtownie pociągnęła Dorcas w stronę ciemnej i ponurej uliczki, a jej głos zamienił się nagle w cichy, ledwo dosłyszalny szept. Rozejrzała się uważnie, jakby w obawie, że gdzieś czają się szpiedzy lub Śmierciożercy. Wyciągnęła różdżkę i wyszeptała jakieś skomplikowane zaklęcia, wykonując przy tym  dziwne ruchy rękoma. Po chwili z wyrażną ulgą w zielonych oczach schowała różdżkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni.
- Sprawdzałam czy nie jesteśmy śledzone i na wszelki wypadek rzuciłam zaklęcia maskujące i wyciszające - stwierdziła. Jednak w jej szmaragdowych tęczówkach w dalszym ciągu można było dostrzec zaniepokojenie. Rozejrzała się jeszcze raz uważnie, po czym zaczęła mówić nieco głośniej niż wcześniej.
- Jestem ciekawa kiedy dokładnie odbędzie się zebranie Zakonu.. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, to w przeciągu tygodnia Dumbledore powinien zwołać zebranie. Na ten moment naszym najważniejszym zadaniem jest chronienie za wszelką cenę Białej Damy. Kwatera Główna jest zabezpieczona Zaklęciem Fideliusa, ale dobrze wiesz, że Vol.. -
syknęła cicho i jeszcze raz rozejrzała się uważnie po otoczeniu - zrobi wszystko, aby za wszelką cenę złamać w jakiś sposób to zaklęcie. Niby jest to niemożliwe, bo póki Strażnik Tajemnicy żyje Biała Dama jest bezpieczna, ale dobrze wiesz, że on dysponuje takimi mocami o których nam się nawet nie śniło, więc wszystko jest możliwe... Dwa tygodnie temu - kontynuowała dalej - w Świętym Mungu pojawił się dziwny człowiek. Trochę czasu zajęło mi zanim zorientowałam się, że jest to szpieg na jego usługach. Okazało się, że szukał mnie.. Słyszałam, jak pytał się pewnej uzdrowicielki o Lilyanne Evans. Czym prędzej teleportowałam się z Munga i już więcej tam nie wróciłam. Następnego dnia wysłałam tylko list z rezygnacją z dalszej pracy. Wolę nie kusić losu i już tam nie pracować. Zastanawia mnie tylko czego mnie szukał ? - zamyśliła się, a na jej czole pojawiła się delikatna zmarszczka.
- Węszył - wtrąciła Dorcas. - Wiedzą, że należysz do Zakonu, dlatego pojawił się tam ten szpieg, by wyciągnąć od ciebie jak najwięcej informacji o działaniach i planach Zakonu.
- Prędzej bym się zabiła niż cokolwiek mu powiedziała ! - warknęła, a jej zielone tęczówki zapłonęły furią.
- Oni mają różne sposoby na uzyskanie tego czego chcą i niekoniecznie są one przyjemne - stwierdziła z odrazą Dorcas, wiedząc do czego zdolni są Śmierciożercy, aby osiągnąć cel.
- Jestem ciekawa skąd dowiedzieli się gdzie pracuję.
- Nie mam pojęcia Lily, ale jednego jestem pewna, że już nigdzie nie jest bezpiecznie. Musimy mieć się na baczności. Stała czujność, jak to mówi Moody - uśmiechnęła się delikatnie. - Chyba będę już wracać.
- Nie zostaniesz jeszcze trochę ? James i Syriusz powinni niedługo wrócić. Może wyskoczymy gdzieś razem ? - zapytała z nadzieją, że Dorcas jednak się zgodzi.
- Przykro mi, ale nie. Pozdrów ode mnie Jamesa i Syriusza. Do zobaczenia Rudzielcu - uśmiechnęła się szeroko i rozpłynęła niczym duch w ciemnej i ponurej uliczce.
- Ja ci dam Rudzielca ! - odpowiedziała Lily z wyraźnym rozbawieniem, ale jej słowa trafiły jedynie w pustą przestrzeń.
                            

                             ~ * ~
Obrzeża Londynu
Dorcas Meadowes siedziała w swoim skromnym, ale przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Londynu i piła Ognistą Whisky, delektując się jej wybornym i kuszącym smakiem.
Nagle błogą ciszę przerwało głośne stukanie, które dochodziło od strony okna. Dorcas wstała i na wszelki wypadek wzięła swoją różdżkę, która leżała na stoliku. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła dużą, czarną sowę, która przyniosła właśnie Proroka Codziennego. Otworzyła okno, a ptak zgrabnie wylądował na stoliku. Włożyła kilka monet do woreczka przywiązanego do nóżki sowy, po czym ptak lekko ukłonił się i odleciał dalej czynić swoją powinność. Dorcas wzięła Proroka do ręki, a artykuł na pierwszej stronie gazety sprawił, że zmroziło jej krew w żyłach.
  
          
            BRUTALNE ZABÓJSTWO
              ELIZABETH JOHNSON !
Dzisiejszego dnia brutalnie skatowano i zamordowano  21 letnią Elizabeth Johnson, członkinię Zakonu Feniksa. Bez wątpienia tej tragicznej zbrodni dokonali zwolennicy Sami - Wiecie - Kogo. Nad domem Elizabeth znajdował się Mroczny Znak, a świadkowie tego zdarzenia twierdzili, że słyszeli przerażające krzyki, dochodzące z jej mieszkania. Na jej ciele znaleziono mnóstwo ran, świadczących o tym, że Elizabeth walczyła z napastnikami do samego końca.. Pytanie tylko, dlaczego nikt jej nie pomógł ? Mimo młodego wieku Elizabeth Johnson miała na koncie wiele zasług dla Zakonu Feniksa. Więcej o samej Elizabeth Johnson i jej zasługach znajdziecie na str. 15. Nie pozostaje nic innego, jak złożyć najszczersze kondolencje rodzinie i przyjaciołom Elizabeth. Niestety już nikt nie jest bezpieczny..
Dla Proroka Codziennego
Meredith Clark
" A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec !... "
Dorcas zachłysnęła się powietrzem i bezwiednie opadła na kanapę. Kurczowo ściskała Proroka Codziennego, mając nadzieję, że to tylko sen, tylko zły sen... Jednak mimo gorących próśb na pierwszej stronie gazety nadal znajdował się dom Elizabeth, a nad nim Mroczny Znak. Była taka młoda... Dorcas doskonale pamiętała ją z Hogwartu i spotkań Zakonu. Zawsze uśmiechnięta, pewna siebie i charyzmatyczna Krukonka, która wskoczyłaby w ogień za swoimi przyjaciółmi. Miała długie, kruczoczarne włosy i czarne jak noc oczy, którymi hipnotyzowała otoczenie wokół siebie. Meadowes mimo usilnych starań nie mogła pozbyć się z głowy obrazu uśmiechniętej i szczęśliwej Elizabeth. Zginęła w walce, jak prawdziwy bohater.. Nagle niewielkie pomieszczenie rozbłysło białym światłem, a przez okno do mieszkania wskoczyła srebrna łania. Przebiegła przez pokój, wskoczyła na stolik, a następnie stanęła przed Dorcas i przemówiła delikatnym, dźwięcznym głosem Lily.
Dorcas, zebranie Zakonu Feniksa odbędzie się jutro o 15. Podobno w nasze szeregi ma wstąpić nowa osoba. Jestem bardzo ciekawa kto, to jest, ale mam dziwne przeczucie, że nie będziemy zachwyceni... Co najdziwniejsze Dumbledore nie chce zdradzić, jak się nazywa i kim jest. Już to samo wydaje się podejrzane... Pewnie słyszałaś już o Elizabeth... Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy więcej jej nie zobaczę.. Tylko się nie spóźnij ! Dobrze wiesz, że Moody nie toleruje spóźnialskich. Całuję i oświadczam, że zapłacisz mi za tego Rudzielca !!
Twoja Lily
Łania przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Pokój z powrotem pogrążył się w półmroku. Słońce chyliło się ku zachodowi, a na niebie pojawiły się ciemne chmury, zwiastujące nadchodzącą burzę. Upał stał się nie do zniesienia, a ludzie w popłochu uciekali do mieszkań w obawie przed burzą. Jednak myśli Dorcas pochłonięte były zupełnie czymś innym. Zastanawiała się kto może być najnowszym nabytkiem Zakonu i kto będzie następny po Elizabeth.. Ciemniejące niebo przeszyła srebrzysta, złowroga błyskawica, a na oknie pojawiły się pierwsze krople deszczu, niczym oczyszczające łzy...
                           
                              ~ * ~
Wiltshire, Dwór Malfoyów ( Malfoy Manor )
Kroczyła dumnym i eleganckim krokiem przez ciemne korytarze rezydencji Malfoyów. Jej długie, śnieżnobiałe włosy mieniły się blaskiem drogocennych diamentów, a biała, perłowa skóra odznaczała się wyraźnie od czarnej szaty. Blade usta wykrzywiał ironiczny uśmiech, a złote oczy lustrowały otoczenie z pogardą. Biła od niej niesamowita siła i charyzma, jakby jednym spojrzeniem swoich pięknych oczu potrafiła zabić i sprawić, że wszyscy będą jej posłuszni. Duże oczy w kolorze płynnego złota, otaczały gęste i grube rzęsy, na kształtnej i wyniosłej twarzy, znajdował się idealnie prosty nos. Jednym słowem piękna... Dotarła do dużych, potężnych drzwi. Wyciągnęła różdżkę i jednym, niedbałym ruchem otworzyła z hukiem drzwi. W bogatym i zimnym pomieszczeniu znajdowała się tylko jedna osoba, która przewiercała ją krwistymi tęczówkami na wylot. Młoda kobieta podeszła i skłoniła się nisko, ale z gracją, jak przystało na prawdziwą arystokratkę.
- Witaj mój Panie.
Jej głos był spokojny i nieczuły, ale twardy i zdecydowany.
- Spóźniłaś się... - wysyczał mężczyzna z twarzą przypominającą węża.
- Przepraszam Panie... - wyszeptała pokornie, spodziewając się najgorszego. Jednak mężczyzna z wężową twarzą nagle zmienił temat.
- Masz przekazać mi wszystko czego się dowiesz, każdą informację. Jeśli dowiem się, że coś zataiłaś, albo czymś mi podpadniesz, wtedy będę musiał cię zabić, a uwierz mi drogie dziecko, że byłoby bardzo szkoda zmarnować tak wielki talent... - wysyczał przeciągle, a jego gadzie tęczówki w dalszym ciągu spoczywały na blondwłosej kobiecie.
- Zrobię wszystko, by cię nie zawieść Panie mój... Prędzej zginę - odpowiedziała z determinacją, a jej złote tęczówki patrzyły wprost na Lorda Voldemorta.
- Mam nadzieję Miriam..
Jego blade usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
- Możesz odejść - machnął niedbale ręką, a piękna kobieta zniknęła tak szybko, jak się pojawiła..



7 komentarzy:

  1. Świetne! Nie mogłam się oderwać. Czekam na kolejny rozdział! P.S. Nominuję Cię do Liebster Award :D Więcej tu: http://kazdy-ma-swoj-swiat.blogspot.com/2014/03/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku kochana to jest genialne... Dziękuje za dedykację :***
    " A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,
    Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec !... " znam na pamięć ten cytat, tak porusza....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;* Mam sentyment do książki " Kamienie na szaniec "
      Ten cytat ma w sobie coś pięknego, magicznego, coś czego nie potrafię wyrazić słowami...

      Usuń
  3. Czyżbyś ostatnio oglądała Kamienie na Szaniec? ;)
    Wybacz, że komentuję dopiero teraz. Przeczytałam rozdział praktycznie od razu, gdy dodałaś, ale z powodu ciągłego natłoku zajęć nie miałam już czasu skomentować, a nie chciałam pisać jedynie czegoś w stylu "super rozdział" itp. Ale teraz już jestem, więc szykuj się na wyczerpującą, przynajmniej mam taką nadzieję, opinię. :)
    Cały pomysł na porównanie sytuacji Huncwotów i ich przyjaciół do Kamieni na szaniec naprawdę mi się podoba. Wiesz, że też zawsze to mi się tak kojarzyło. Chciałam nawet jeszcze raz przeczytać tą książkę przed tym jak będę pisać czas po Hogwarcie. Oczywiście, do tego jeszcze daleko.
    Dobra, nie zbaczam z tematu. Muszę ci powiedzieć, że pamiętam to jak pisałaś wcześniej, bo czytałam twoje rozdziały i twój styl pisania naprawdę się poprawił. Opisy, są na prawdę obrazowe, a zasób słów masz też o wiele większy. Dzięki temu czytało mi się bardzo sprawnie i przyjemnie. :)
    Dobra, co do rozdziału. Szczerze, nie dziwie się Lily i Dorcas tego, że tęsknią za Hogwartem. Czasy szkolne były zapewne tak beztroski i szczęśliwe w porównaniu do wojny, kiedy za każdym zakrętem i w każdym zaułku może czaić się niebezpieczeństwo.
    Smutno mi się zrobiło, gdy czytałam ten fragment "Chciałabym się tu zestarzeć Dorcas... Patrzeć jak rosną dzieci moje i Jamesa, a potem jeśli szczęście dopisze nasze wnuki - uśmiechnęła się, a jej blada twarz zajaśniała ze szczęścia.", bo wiem, że do tego nigdy nie dojdzie. No chyba, że zamierzasz jakoś inaczej to zakończyć.
    Ciekawa jestem, czy zamierzasz też w jakiś sposób połączyć Dorcas z Syriuszem, czy definitywnie nic pomiędzy nimi nie będzie? Bo nie ukrywam, że lubię ten paring. Mogłabyś mi to zdradzić? ;)
    Śmierć Elizabeth, była na pewno dla wszystkich wstrząsem, ale jak się domyślam nie będzie to ostatnia śmierć, któregoś z ich przyjaciół.
    Ciekawa jestem kim jest ta nowa osoba, ale domyślam się, że jest to ta tajemnicza Miriam. Oczywiście mogę się mylić. ;) Ta postać mnie zaintrygowała... Mogę się przekonać, że na pewno wprowadzi dużo zawirowań w życie Huncwotów i ich przyjaciół.
    Dobra, chwiałam żeby ten komentarz był choć trochę zorganizowany, ale wyszło jak zwykle. Mam nadzieję, że przekazałam w nim wszystko co chciałam ci powiedzieć.
    Podsumowując rozdział bardzo mi się podobał i czekam z niecierpliwością na następny.
    Pozdrawiam
    Dorcas

    PS. Zapraszam cię też na nowy rozdział u mnie, chociaż nie wiem czy czytasz. http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że podzielisz się ze mną swoją opinią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, oglądałam i naprawdę wywarł na mnie ogromne wrażenie. To jak katowali Rudego..., aż brak mi słów. Wydaje mi się, że dużo łączy bohaterów " Kamieni na szaniec " i bohaterów z czasów Huncwotów. Walczyli o wolność, byli nieugięci, nie poddawali się mimo, że było ciężko ,niesamowicie odważni, urodzili się w ciężkich czasach, wskoczyliby w ogień za przyjaciółmi, a nawet oddaliby za nich życie, poświęcenie i dużo, by jeszcze wymieniać tych podobieństw. Muszę cię zmartwić, bo nie zamierzam połączyć Dorcas z Syriuszem. Przyjaciele tak, ale nic więcej. Jeszcze raz dziękuję za Twój komentarz i bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam, że tak długo już nie komentowałam Twojego bloga, ale ograniczony czas skutecznie mi to uniemożliwił. Oczywiście, że czytam Twoje wspaniałe opowiadanie i naprawdę postaram się tym razem znaleźć czas i skomentować.
      Pozdrawiam ;* !

      Usuń
  4. Cześć kochana, wielkie przepraszam za to że tak długo nie komentowałam ale po prostu nie miała kiedy.
    Rozdział mnie strasznie wciągnął i powalił na kolana. Jest naprawdę genialny. Podoba mi się jego prosty i delikatny acz dojrzały styl oraz cała fabuła. jest w nim wiele rzeczy które mnie po prostu zaciekawiły, a twoje przemyślenia i uczucia są w nim tak namacalne. Pięknie, naprawdę :)
    Pozdrawiam
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń